oraz inne związane z tym tematem głupoty

sobota, 19 listopada 2011

Słynne Serie Filmowe:
Powrót do przyszłości (Back to the future)

Dawno, dawno temu, gdy w filmach liczył się przede wszystkim pomysł, scenariusz i wartka akcja; wtedy, gdy efekty specjalne tworzyło się głównie przy pomocy hydraulicznych podnośników, odpowiednio odmierzonej dawki środków pirotechnicznych, sprytnemu fotomontażowi i operowaniu perspektywą, a po rzeczy wygenerowane komputerowo sięgało się tylko w ostateczności; w czasach, gdy Steven Spielberg oraz Robert Zemeckis byli jeszcze młodzi i tworzyli filmy po to, by widza zachwycić, a nie na nim zarobić.

Wtedy właśnie powstała trylogia, od której chciałbym zacząć moje zestawienie Słynnych Serii Filmowych.





...i to samo w 3D...


Mówi się, że obiady przygotowywane przez nasze mamy smakują nam najlepiej nie dlatego, że są dobre, tylko ponieważ nasz mózg wiąże z tymi posiłkami miłe wspomnienia z dzieciństwa. Z tego powodu wydziela więcej hormonów szczęścia i to przez nie czujemy się świetnie, gdy jemy takie danie.

Nie wiem, czy z filmami jest podobnie, jednakże ja dokładnie pamiętam, jak pewnego zimowego wieczoru, w 1995 roku razem z rodzicami zasiadłam do oglądania...



...czyli Powrotu do przyszłości. Jakoś tak utkwiło mi to w głowie jako miłe wspomnienie i teraz, za każdym razem gdy oglądam ten film czuję się tak samo, jak wtedy - jak mała, szczęśliwa dziewczynka. Może więc właśnie dlatego tak bardzo lubię tą trylogię? A może jest to spowodowane tym, że cała seria jest po prostu świetna? A może jedno i drugie? Nie wiem. W każdym razie - jeśli ktoś jeszcze nie widział Powrotu do przyszłości, to powinien się wstydzić i jak najszybciej nadrobić tą zaległość. Z kolei jeśli ktoś zna tą trylogię, ale nie uważa jej za wybitną - to takiemu człowiekowi naprawdę współczuję, bo musi on być pozbawionym wyobraźni nudziarzem.

Przyjrzyjmy się zatem wszystkim kolejnym częściom serii... Ale wcześniej muzyczka. Tak, dla lepszego nastroju:


Alan Silvestri - Back to the Future Theme

Marty McFly: Where the hell are they?!
dr Emmet Brown: The appropriate question is, "WHEN the hell are they?"

Część I

Marty McFly, doktor Emmet Brown i DeLorean. Trzy postaci, które dzięki Powrotowi do przyszłości stały się chyba pewnego rodzaju ikonami pop kultury. Christopher Lloyd, bez względu na to, jak bardzo by się nie starał, dla mniezawsze będzie szalonym naukowcem z burzą siwych włosów na głowie. Podobnie jest z Michael J. Foxem, który wcielił się w Marty'ego McFly'a. Przy czym w jego przypadku warto dodać, iż dobrze, że twórcy filmu zmienili zdanie, bo przecież na początku zdjęć Marty’ego grał ktoś inny, kto moim zdaniem zupełnie nie pasował do tej roli. No i wreszcie DeLorean, samochód, którego można uznać za trzecią z kolei, najważniejszą postać w filmie. Maszyna, która miewa problemy z zapłonem większe, niż Fiat 126p w zimie. Ale hej, gdy się go w końcu odpali, to można nim dojechać absolutnie wszędzie. Nawet do roku 1955.

A swoją drogą, czy znacie inny film, w którym zrobiono by tak silnie działający na widza product placement? Gdyby Powrót do przyszłości nigdy nie powstał, współcześnie, słysząc hasło “DeLorean” stwierdzilibyście zapewne “Hmm, to chyba jakiś francuski filozof. Sorry, ale nie interesuję się filozofią. Pogadajmy lepiej o filmach”.

Zawsze uważałam, że dobry film, to taki, który bez przewijania obejrzy się sto dziesięć razy, a potem, gdy tylko nadarzy się okazja, będzie chciało się go zobaczyć po raz sto jedenasty. Powrót do przyszłości jest takim właśnie filmem. Co więcej - jest w nim kilka scen, podczas oglądania których wciąż zawzięcie kibicuję głównym bohaterom, mimo iż dokładnie wiem, jak się wszystko skończy. Ale z drugiej strony, czy można byłoby przejść obojętnie choćby wobec finału? Czy DeLorean odpali? Czy dr Brown zdąży podłączyć kabel? Czy Marty’emu uda się dojechać pod ratusz w chwili uderzenia pioruna? I do tego wszystkiego w tle rozbrzmiewa jeszcze muzyka Alana Silvestri’ego, która dodatkowo potęguje napięcie. Za każdym razem, gdy to oglądam, czuję się jakbym cofnęła się do roku 1995, gdy pierwszy raz widziałam to wszystko. I emocje, które mi towarzyszą, są zawsze takie same, jak wtedy.


Moja ocena: 5/5


Część II

Jest to niestety najgorsza część z całej serii. Wiem, że twórcy chcieli pokazać, że historia lubi się powtarzać, ale patrzenie na te same pościgi i potyczki co wcześniej, tyle że w wydaniu futurystycznym wcale nie jest zabawne. Zwłaszcza gdy ogląda się drugą część filmu zaraz po pierwszej.


A tak na marginesie - ze wszystkich futurystycznych rzeczy z 2015 roku do tej pory udało się nam urzeczywistnić chyba tylko duży na całą ścianę telewizor z płaskim ekranem… A ja jako dziecko zawsze marzyłam o tym, że jak dorosnę, to będę miała własny, latający samochód… ech…


Wróćmy jednak do filmu. Po wycieczce w przyszłość, główni bohaterowie trafiają do alternatywnej wersji 1985 roku, w której niestety także wieje nudą. Najciekawszy moim zdaniem jest powrót do 1955, gdzie oglądamy wydarzenia z pierwszej części Powrotu… z innej perspektywy.

Jednak to nie powtarzalność i nuda denerwuje mnie w tym filmie najbardziej. Najgorsze jest to, że Marty, który w pierwszej części był po prostu odważny, w drugiej zaczął mieć jakieś kompleksy i zawsze strasznie się jeżył, gdy ktoś nazwał go tchórzem. A szkoda, bo przez to McFly stał się postacią bardzo przewidywalną i trochę wkurzającą.


Moja ocena: 4/5


Część III

DeLorean, Indianie, kowboje i Clint Eastwood. Czy może być piękniejsze połączenie?

W ostatniej części pewne historie znowu się powtarzają, ale nie jest ich aż tak dużo, jak w poprzednim filmie. Z tego też powodu trzecią część Powrotu do przyszłości lubię tak samo, jak pierwszą… A może nawet trochę bardziej?

W każdym razie - cały film jest genialny. Dziki zachód został tutaj świetnie sprezentowany. Zakochany Emmet Brown wzrusza, a reakcja doktorka na miksturę wytrzeźwiającą zawsze tak samo rozbawia mnie do łez. Z kolei finałowa scena rozpędzania LeDoreana lokomotywą, wgniata mnie w fotel równie mocno, jak końcówka części pierwszej. Nic też nie łamie mi serca tak bardzo jak widok DeLoreana miażdżonego przez rozpędzony, współczesny pociąg.

Ale na szczęście samo zakończenie jest bardzo happy-endowe i motywujące. Nasza przyszłość nie została nigdzie zapisana i my sami jesteśmy kowalami własnego losu. Proste, ale jakże budujące, prawda?


Na koniec mam dla was zagadkę, której sama nigdy nie jestem w stanie rozwiązać. Skąd w lokomotywie-wehikule czasu wziął się Einstein? Na zdrowy rozum doktor Brown powinien wysiąść z pociągu i skoczyć do swojego laboratorium po psa. A tymczasem zwierzak był już w lokomotywie? Jak to możliwe? Proszę oświećcie mnie o co w tym chodzi, bo ja od ponad 15 lat się nad tym zastanawiam i wciąż nie mogę znaleźć wyjaśnienia.


Moja ocena: 5/5


Moja ocena całej serii: 5/5

To już prawie wszystko. Jeszcze na koniec:


Alan Silvestri - Back to the Future part III End Credits


I finally invent something that works!
dr Emmet Brown

PS. Ten wpis jest zmodyfikowanym "przedrukiem" z Tumblra. Stwierdziłam, że szkoda, by Powrót do przyszłości przepadł na tamtym serwisie i postanowiłam skopiować go tutaj.

Brak komentarzy:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...