oraz inne związane z tym tematem głupoty

sobota, 28 lipca 2012

Słynne Serie Filmowe: Batman Christophera Nolana

Nigdy nie byłam wielką fanką filmów o Batmanie. To znaczy, nie zrozumcie mnie źle: same produkcje uważam za bardzo udane, a Christophera Nolana za świetnego reżysera. Tylko po prostu - nigdy nie darzyłam człowieka-nietoperka taką sympatią, jak na przykład Indiana Jonesa lub też ostatnio - Iron Mana.

Wydaje mi się jednak, że to dobrze, bo dzięki temu do oceny Nolanowej serii podchodzę w sposób dość obiektywny. No, może nie tak do końca i w stu procentach, ale na pewno bardziej, niż wszyscy bat-fani, którzy Batmana kochają bez względu na wszystko, za to tylko, że jest Batmanem.


Batman - Początek (Batman Begins)

Wydaje mi się, że to z powodu Batmana przez wiele lat omijałam szerokim łukiem ekranizacje wszelkich komiksów. Ale nie tego, dzisiejszego Batmana, tylko filmów o nim z lat dziewięćdziesiątych. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że dla niektórych to właśnie tamte produkcje są klasyką i wyznacznikiem gatunku. Ale mnie kojarzą się z plastikową scenografią, gumowymi kostiumami i po prostu - strasznym kiczem. Z powodu tamtych filmów tak mocno wbiłam sobie do głowy, że ekranizacje komiksów wyglądają żenująco, że potrzebowałam aż jednej dekady, kilku X-Menów, Iron Manów i Batmana Christophera Nolana, żeby zmienić zdanie i móc dzisiaj głośno powiedzieć, że oglądanie przygód komiksowych herosów w kinie może być jednak fajną zabawą.

W Batman Begins na brawa zasługuje sposób pokazania genezy superbohatera. Bruce Wayne nie jest facetem, który pewnego dnia, w wyniku kaprysu przywdziewa ciemną pelerynkę i wychodzi na miasto tłuc złoczyńców. Film Nolana pokazuje przede wszystkim człowieka, który stara się zaakceptować siebie, swoją przeszłość i znaleźć jakiś cel istnienia w obecnej chwili. Jednocześnie zadaje bardzo ważne pytanie dotyczące tego, kto ma prawo osądzać ludzi i wymierzać sprawiedliwość.

Najmocniejszymi elementami filmu jest jego scenariusz, oprawa wizualna oraz aktorzy. Ten pierwszy obfituje w zwroty akcji, które sprawiają, że widz nie nudzi się ani przez chwilę mimo, iż Batman Begins trwa ponad dwie godziny. Jeśli chodzi o to, co widzimy na ekranie, to prawie wszystko jest tam prawdziwe. Nolan używa efektów komputerowych tylko w ostateczności. Dzięki temu większość rzeczy, które u niego widzimy to prawdziwa scenografia, wybuchy lub też popisy kaskaderskie. Co się zaś tyczy odtwórców głównych ról: Bane, Caine, Freeman, Oldman i Neeson są po prostu genialni i idealnie pasują do swoich ról. Nieco nie podobała mi się jedynie Katie Holmes, ale to dlatego, że nie udało mi się polubić jej Rachel. „Wayne, nie lubię cię, bo zachowujesz się jak głupi, bogaty buc... O Bruce, jednak nie jesteś bucem, tylko Batmanem. Ale to jeszcze gorzej, więc niestety wciąż nie możemy być razem, sorry.” Rany julek! Ja rozumiem, że ten nieromantyczny wątek romantyczny był tutaj po to, by pokazać, jak ciężko jest być super bohaterem. Ale jednocześnie jak dla mnie ten element opowieści był najsłabszy.

Trochę nie podobał mi się też motyw z gazem wywołującym strach oraz to, że jakieś tajemnicze, kilkuosobowe super tajne bractwo uparło się, by zniszczyć Gotham City. Z drugiej jednak strony - obecne problemy Batmana, w porównaniu z przeciwnościami, z którymi nietoperek musiał się zmierzyć w latach dziewięćdziesiątych - wydają się być naprawdę poważne.


Moja ocena: 4/5



...i to samo w 3D:



Mroczny Rycerz (The Dark Knight)

Główny bohater filmu jest zawsze tak interesujący, jak bardzo ciekawy jest jego przeciwnik. Ale Nolan - nie wiem, czy przypadkiem, czy też zupełnie specjalnie - poszedł o krok dalej i uczynił Jockera postacią przykuwającą uwagę bardziej, niż sam Batman. Jednak, czy to źle? Nie wydaje mi się.

O samej postaci Jockera rozpisywać się nie będę, bo wszystko, co na jej temat można było powiedzieć, zostało już powiedziane lub też napisane. A ja zapewne nie wniosłabym do dyskusji na jego temat niczego ciekawego. Tak samo nie będę rozprawiać o fabule i innych elementach filmu. Bo te, niczym puzzle, idealnie do siebie pasują i żaden nie jest czymś zbytecznym.

Wspomnę natomiast o tym, że bardzo podobała mi się też ścieżka dźwiękowa. Albo prędzej - jej brak. Bo w scenach wybuchów, pościgów i pojedynków, tam, gdzie w innych produkcjach rozbrzmiewa jakiś dynamiczno-patetyczny motyw muzyczny, tutaj panuje cisza. Albo też rozbrzmiewa jakiś pojedynczy dźwięk lub szum. To jednocześnie zaskakuje i powoduje pewnego rodzaju niepokój. A film jest bardziej realny (bo wszak w prawdziwym życiu nie ma soundtracka), ale też jakby nierzeczywisty (właśnie przez to, że muzyki w nim za wiele nie ma). Mogę się mylić, ale wydaje mi się, że najmocniej da się to „słyszeć” w Mrocznym Rycerzu - w pozostałych filmach podobny zabieg też się pojawia, ale w mniejszym stopniu.


Moja ocena: 6/5



...to samo w 3D...



...i HISHE:



Mroczny Rycerz Powstaje
(The Dark Knight Rises)

Karol i Włodek stwierdzili we wczorajszym LS-ie, że żeby być trendy, należało iść na premierę Batmana o północy, koniecznie zrobić w kinie zdjęcie i wstawić je na facebooka, a następnie napisać gdzieś w internecie, że film się nie podobał. No cóż, ja niestety trendy nie jestem, bo na nocnej premierze nie byłam, a co za tym idzie fotki z tego wydarzenia nigdzie nie pokazałam. I wcale nie uważam, że film jest zły.

Owszem, można się czepiać, że pewne rzeczy zostały pokazane w sposób nie do końca realistyczny. Do tej pory głowię się nad tym, jak Bale radził sobie ze spożywaniem śniadań, obiadów i kolacji. Nie mam też pojęcia w jaki sposób on oraz Bruce Wayne co chwilę teleportowali się z Gotham do więzienia-studni i z powrotem. Nieco sknocona została też kwestia dziecka, które wcześniej czmychnęło z tegoż więzienia. Ale hej, mówi się trudno! Potknięcia w fabule mogą zdarzyć się każdemu, nawet Nolanowi. A poza tym jest masa filmów, z dużo większą ilością głupot. Nie odczułam też, by film był zbyt przegadany i przez to przydługi. To samo tyczy się patosu, który tutaj zbyt mnie nie irytował.

Bardzo podobało mi się natomiast to, że całą historię Batmana spinała klamra w postaci Ligi Cieni (choć, wciąż uważam, że pomysł na samą Ligę był dość chybiony). Polubiłam Blake'a i (jakkolwiek głupio by to nie zabrzmiało) - wręcz zakochałam się w Catwoman.

Główny przeciwnik Batmana, czyli Bale niestety nie dał rady, ale jakoś bardzo się z tego powodu nie rozczarowałam, bo przypuszczałam, że tak właśnie będzie. Mocno zaskoczył mnie natomiast końcowy twist (bo dzięki temu, że nie czytałam ani komiksów, ani spoilerów - zupełnie się tego nie spodziewałam). Niestety samo zakończenie udało mi się przewidzieć. Ale trudno. Poza tym wydaje mi się, że to był koniec, na jaki Batman zasługiwał.

Z powodu czarnego charakteru oraz kilku dziur w scenariuszu trzecia część serii nie jest aż tak dobra, jak druga. I rozumem, że właśnie dlatego niektórzy fani Batmana mogą czuć się rozczarowani. Z drugiej jednak strony wydaje mi się, że i tak ten Batman jest lepszy od części pierwszej. I co najważniejsze - że wszystkie trzy filmy razem, utrzymują mniej więcej ten sam, bardzo wysoki poziom. A tego się w Hollywood niestety często nie spotyka.


Moja ocena: 5/5



...to samo w 3D...



...i HISHE:

1 komentarz:

  1. Oceny dokładnie tak jak moje, fajnie się czytało, pozdrawiam :)

    Joker to najlepszy czarny charakter ever razem z Hanibbalem Lecterem

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...