oraz inne związane z tym tematem głupoty

poniedziałek, 23 lipca 2012

Filmy Przeróżne: Opona (Rubber)

W środę wybieram się na przedpremierowy pokaz Wrong. Z tego też powodu postanowiłam napisać słów kilka o poprzednim filmie Quentina Dupieuxa. Choć o tym dziele tak naprawdę powinno się pisać bez powodu. Tylko pytanie - czy coś takiego, jak „bezpowodowość” w ogóle istnieje? Czy też jakiś powód zawsze, mimo wszystko się znajdzie? I co najważniejsze - czy działanie bez powodu nie jest powodem samym w sobie?

Wiem, że to, co napisałam wyżej, zdaje się być mocno zakręcone. Ale dalej będzie jeszcze gorzej. Boję się nawet, że wyjdzie mi dzisiaj wpis tak zawiły, że sama pogubię się we własnych rozważaniach. A może nie? Zobaczymy.


O czym dokładnie jest Rubber? Trudno powiedzieć. Najprościej rzecz ujmując o żywej, posiadającej osobowość oponie samochodowej, która toczy się po Kalifornijskich bezdrożach i siłą umysłu rozsadza głowę każdemu, kto stanie jej na przeszkodzie. Ale to nie wszystko. Gdybym jednak chciała dokładniej napisać o czym opowiada film, musiałabym dokładnie streścić całą jego fabułę. A przecież nie o to chodzi. Zwłaszcza, że w tym wypadku treść ma tak naprawdę drugorzędne znaczenie.

Opona jest filmem bezcelowym. Wariacją na temat tejże bezcelowości. I tylko jako takie studium bezcelowości należy ją rozpatrywać.



Ten umieszczony na początku filmu monolog zamyka dziuby wszystkim upierdliwym widzom takim, jak ja. W końcu po takiej zapowiedzi nie można się już doczepić, że w filmie coś jest nierealne, bezsensowne lub nielogiczne. No reason i już.

Jednocześnie jednak to właśnie w tym momencie filmu zadałam sobie pierwsze pytanie. Do kogo była ta przemowa? Do mnie, czy może do widzów, którzy są bohaterami filmu? I jak się później mogłam przekonać, to był pierwszy, z wielu znaków zapytania, jakie musiałam postawić.


Wróćmy jednak do kwestii bezcelowości. Dupieux zwraca uwagę na bardzo ciekawą rzecz. Pokazuje, że człowiek wszędzie dopatruje się istnienia jakiegoś sensu. I robi to mimowolnie oraz podświadomie.

„W tym filmie wszystko wydarzy się bez powodu” - usłyszałam w jednej scenie. Ale już w następnej pomyślałam „ach, więc widzowie w filmie symbolizują to, a opona jest alegorią tamtego”. Cholera jasna, nie! Tu wszystko na się odbywać bez powodu - upominałam się. Żadnych metafor, nawiązań i powiązań. Żadnego zastanawiania się nad tym, co autor miał na myśli. Ale to wszystko na nic. Bo po paru minutach znów się zapominałam i zaczynałam rozkminiać nad symboliką ukrytą w filmie.

To tak, jakby ktoś powiedział wam, żebyście nie myśleli o różowych, latających słoniach. Dupieux dezorientuje nas w podobny sposób.


Załóżmy jednak na chwilę, że o no reason nie było w Oponie mowy. I przyjrzyjmy się postaciom widzów. A dokładniej temu, jak za ich pomocą Dupieux manipulował mną i tym, jak postrzegałam jego dzieło.

Sam początek filmu. Długie, spokojne ujęcia pokazujące amerykańską prerię. Piękna gra światła na piasku. To wszystko byłoby super, ale gdybym oglądała film przyrodniczy. A nie oglądam. Czekam na akcję, na to, że cokolwiek się wydarzy. Palce zaczynają mnie świerzbieć, mam ochotę wcisnąć guzik i przewinąć film do przodu. Unoszę dłoń nad klawiaturę. Już prawie naciskam klawisz... I wtedy jeden z filmowych widzów stwierdza, że nic ciekawego się nie dzieje. Że film jest nudny i do kitu. Wyraża dokładnie to, co sama chciałabym w tym momencie powiedzieć.

Cofam szybko rękę. Kurcze, ten Dupieux czyta w moich myślach!


Podobnych scen z udziałem widzów jest w Oponie jeszcze kilka. Wszystkie one pokazują jednoznacznie, że film tylko na pozór jest pozbawiony sensu. W rzeczywistości bowiem w tym szaleństwie jest jakaś metoda i wszystko odbywa się dokładnie tak, jak reżyser to sobie zaplanował. A my jesteśmy tylko częścią jego przedstawienia, pionkami w partii szachów, którą rozgrywa ktoś inny.


Rubber przypomina ten specyficzny rodzaj dowcipów, które ostatnio ktoś zaczął nazywać sucharami. Dla jednych będzie śmieszny, dla innych - beznadziejnie głupi. Ale podobnie, jak to ma miejsce w przypadku sucharów, po jego obejrzeniu prawdopodobnie każdy zastygnie na moment bez ruchu, zamruga oczami i zapyta „co to kurde, miało być?!” I chyba właśnie o to Dupiexowi w tym dziele chodziło. A reszta nie ma znaczenia.


Moja ocena: 5/5

P.S. Aha, jeszcze jedna sprawa! W jednej scenie bohater grany przez Jacka Plotnicka rozmawia przez telefon z tajemniczym Mistrzem. Ciekawe, czy ta postać będzie się jakoś wiązała z Master Changiem, z Wrong.


6 komentarzy:

  1. @Wyraża dokładnie to, co sama chciałabym w tym momencie powiedzieć.

    to się nazywa w filmach metahumor i za to kocham ostatnio taki serialik "Community", że robi to samo z konwencją sitcomu, a trochę później z różnymi innymi (powiem i zrobię dokładnie to o czym widzowie zawsze myślą, kiedy oglądają takie sytuacje w filmach, a bohaterowie nigdy tego nie mówią/robią).

    @Rubber przypomina ten specyficzny rodzaj dowcipów, które ostatnio ktoś zaczął nazywać sucharami.

    Ostatnio?! To do was tam na południu dopiero teraz to przyszło, tak;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @za to kocham ostatnio (...) "Community"

      Tak wiem, czytałam o tym serialu u ciebie. :) Nawet zaczęłam go oglądać w trakcie sesji, ale potem jakoś nie mogłam na niego znaleźć czasu. Może od nowego roku akademickiego spróbuję znów się za niego zabrać.

      @Ostatnio?! To do was tam na południu dopiero teraz to przyszło, tak;)

      Ostatnio, w sensie, że jak ja chodziłam do szkoły (a to przecież nie było aż tak dawno temu), to wtedy jeszcze tego typu dowcipy nie miały jakiejś specyficznej nazwy. Nie znaczy to jednak, że się ich wtedy nie opowiadało - większość sucharów, które teraz serwują mi inni, słyszałam dużo wcześniej, gdy jeszcze nikt ich sucharami nie nazywał.

      Usuń
  2. Ale "ale suchar" to już mówił Poldek do Dudusia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No dobrze, może wstyd się przyznać, ale „Podróży za jeden uśmiech” nigdy nie oglądałam. I pewnie dlatego o sucharach usłyszałam dopiero niedawno.
      Jejku, aż boję się teraz pomyśleć o tym, o ilu jeszcze rzeczach mogę nie mieć pojęcia, przez swoją ignorancję!

      Ale z drugiej strony wiem co to Rudy 102 i kto zbierał suchy chleb dla konia. Więc chyba nie jest ze mną aż tak do końca źle, prawda?

      Usuń
  3. ej, ja się tylko tak po prostu dziwię, bo u nas to był tekst na porządku codziennym od przedszkola. Każdy miał w klasie tego jednego kolegę, co ciągle "walił suchary". Ale dużo było takiego slangu i gwary z podwórka, co je znam od dziecka, a potem spotykałem ludzi z innego kawałki kraju i nie mieli pojęcia o co chodzi (trochę casus "wyjść na pole/na dwór")

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie masz rację. A przy okazji - „Suchar w różnych regionach Polski” - to byłby niezły temat na jakąś pracę naukową, hehe! :)

      Usuń
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...