oraz inne związane z tym tematem głupoty

piątek, 9 listopada 2012

Październikowe Szaleństwo Serialowe

Zaczął się rok akademicki i wraz z nim na dobre ruszyło szaleństwo serialowe. Cieszę się z tych produkcji, które powróciły po wakacyjnej przerwie. Ale jednocześnie, czuję jakąś dziwną pustkę. Uświadomiłam sobie bowiem, że nie wróci już doktor House oraz kilku innych bohaterów, których przygody niedawno się zakończyły. A nowe produkcje, w żaden sposób nie dorastają tym starym, dobrym serialom do pięt.

Innymi słowy - po finałowym odcinku House'a nie płakałam, bo stwierdziłam, że na pewno nim się obejrzę, pojawi się nowy serialowy bohater, którego polubię tak samo, jak doktorka z New Jersey, a może nawet bardziej. Tymczasem październik minął, a ja póki co nie odkryłam żadnego nowego serialu, który zawróciłby mi w głowie.


Arrow

Serial na podstawie komiksu. Syn miliardera, po pięciu latach spędzonych na tajemniczej, prawie bezludnej wyspie, zostaje odnaleziony, wraca do Nowego Jorku, a potem zaczyna w wolnych chwilach biegać po mieście w stroju Robin Hooda i rozprawiać się z niegodziwcami przy pomocy łuku.

Całość nie brzmi zbyt imponująco, ale zerknęłam na pilotowy odcinek i ten nawet mi się spodobał. Serial miał ciekawy klimat, dość dobrze zagranych bohaterów, szczyptę tajemnicy i tak dalej. Ogólnie wyglądało to znacznie lepiej, niż w opisie, który sporządziłam powyżej.

Obejrzałam więc drugi odcinek, a potem jeszcze trzeci i chyba także czwarty. No i mój zachwyt niestety minął. Rozterki głównego bohatera są niemal identyczne z tymi, które przeżywał Nolanowski Batman (to znaczy: facet choć ma wielkie, złote serce, udaje bucowatego celebrytę, by nikt nie podejrzewał, że to on poskramia złoczyńców) - przy czym widać, że jest to tylko kopia, kiepsko odwzorowująca oryginał. Dodatkowo mamy wątek romantyczny, intrygi, w które wplątani są najbliżsi członkowie rodziny pana Robin Hooda, no i retrospekcje z tajemniczej wyspy, na której koleś nauczył się strzelać z łuku. Wszystko to jednak jest tak jakoś grubymi nićmi szyte.

Oczywiście można by na to przymknąć oko, gdyby w serialu nie zabrakło tego nieokreślonego, ale najważniejszego elementu, który sprawiłby, że po prostu losy głównego bohatera by mnie obchodziły, że chciałabym obejrzeć następny odcinek.

Dlatego też, choć Arrow nie jest najgorszym serialem, jaki kiedykolwiek widziałam, to jednak nie chce mi się go oglądać dalej.

Moja ocena: 3/5

Castle

Tak, jak przewidywałam - po pierwszym, ponurym odcinku, wrócił Castle, którego lubię. A oglądanie każdego kolejnego odcinka było dla mnie kawałem naprawdę świetnej rozrywki. Żarty bawią, a rozwiązania zagadek kryminalnych bardzo często zaskakują.

Najmocniejszy póki co był odcinek, w którym to Castle został oskarżony o popełnienie morderstwa. Przy czym - niby poważna sprawa, ale jednak twórcy serialu wiedzieli, że widzowie wiedzą, że wszystko skończy się dobrze. Dlatego też nawet w tym przypadku nie obyło się bez żartów.

Co się zaś tyczy związku Kate i Castle'a - wszelkie moje obawy zniknęły. Co prawda rozwiązanie to nie sprawiło, że serial dodatkowo zyskał na wartości. Ale też - nic się w nim nie popsuło. I chwała scenarzystom za to!

Moja ocena: 4/5

Dragons - Riders of Berk

Dziś wspomnę tylko, że planuję tą bajeczkę dalej oglądać, z przyczyn, o których napisałam miesiąc temu. Ale nie będę o niej więcej pisać, bo nie warto zaśmiecać internetu takimi bzdurami.

Tylko naprawdę szkoda, że dla kasy produkuje się takie badziewie, odcina kuponiki od wcześniejszego sukcesu i tak dalej. Czy nie lepiej byłoby zebrać kilka co ciekawszych pomysłów do kupy i nakręcić z tego jeden, porządny film?

A najgorsze w tym wszystkim jest to, że po obejrzeniu każdego kolejnego odcinka Riders of Berk, coraz bardziej boję się tego, co zobaczę, gdy wybiorę się do kina na How to train your dragon 2.

Moja ocena: 1/5

Elementary

Tak jak obiecałam, dałam nowojorskiemu Sherlockowi szansę i drań niestety jej nie wykorzystał. Jego strata.

Tyle, że znów strasznie mi szkoda, że nic z tego nie wyszło, bo naprawdę liczyłam na to, iż to właśnie nowy Holmes będzie tym bohaterem, który zastąpi mi doktora House'a.

Moja ocena: 1/5

Fringe

Wolałam jednak, jak wydział Fringe rozwiązywał dziwne zagadki kryminalne. Teraz ta zabawa w kotka i myszkę z Obserwatorami jakoś nie idzie im dobrze. Całe szczęście, że to już ostatni sezon. W związku z tym jakoś przemęczę się i dooglądam do końca. Bo w przeciwnym wypadku tutaj też bym się poddała i skończyła oglądanie.

Moja ocena: 2/5

Person of Interest

Jest dobrze, czyli dokładnie tak samo, jak w tamtym roku. Oglądanie poczynań głównych bohaterów cieszy, na tyle by z chęcią obejrzeć nowy epizod. Ale jednocześnie niedostatecznie, by się całą produkcją jakoś specjalnie zachwycać. Za bardzo nie ma też o czym pisać. Bo poza tym, że w serialu na stałe zagościł pies, nie odnotowałam niczego, co było by warte zapamiętania na dłużej, niż czas trwania pojedynczego odcinka.

Moja ocena: 3/5

Revolution

Kolejny niewypał, z którym postanowiłam się rozstać. I znów robię to z lekkim żalem, bo serial miał w sobie naprawdę duży potencjał. Myślę, że gdyby cała fabuła została rozegrana inaczej, mogłoby z tego wyjść coś ciekawego. To znaczy - gdyby główny nacisk położony był na zagadkę dotyczącą tego, co wyłączyło elektronikę. Tymczasem to tylko wątek poboczny, a przewodnim tematem są niezwykle nudne próby odbicia brata głównej bohaterki. Podobnie jest z postaciami - te najciekawsze pojawiają się gdzieś w tle i szybko znikają. A to one najbardziej przyciągały moją uwagę.

Nawet Billy Burke na pierwszym planie nie daje rady, bo grana przez niego postać w niemal każdym odcinku robi mniej więcej to samo - najpierw marudzi, że nie pomoże, bo troszczy się na własną skórę, potem zmienia zdanie i w pojedynkę rozbija cały oddział milicji.

Moja ocena: 1/5


A Październikowym Serialem Miesiąca zostaje...
Homeland

Wiem, że nie wolno chwalić ani dnia przed zachodem słońca, ani serialu, przed końcem sezonu. Ale w tym miesiącu Homeland był tak naprawdę jedynym serialem, w przypadku którego niecierpliwie wyczekiwałam nowego odcinka i cieszyłam się, gdy był on już dostępny. Bo choć owszem, chwalę Castle'a i inne produkcje - to są to seriale lekkie, dające rozrywkę w jej najprostszej formie i zazwyczaj nic ponadto.

Homeland, co prawda również (przynajmniej jak dla mnie) oferuje bierną rozrywkę - bo jego oglądanie jakoś nigdy mnie do niczego nie zainspirowało ani też nie wywołało jakiś głębszych przemyśleń. Jest to jednak rozrywka na dużo wyższym poziomie, oferująca coś więcej niż tylko śmiech, napięcie lub zaskoczenie.

Tak, jak przypuszczałam, pierwszy, wrześniowy, bardzo spokojny odcinek był tylko ciszą zwiastującą burzę. A potem był Bejrut, taśma z nagraniem Brody'ego, jego przesłuchanie i jakby tego wszystkiego było mało - jeszcze córka pana rudzielca wpadła w niemałe kłopoty. A to wszystko w zaledwie czterech odcinkach. Naprawdę niezłe nagromadzenie zwrotów akcji.

Najbardziej z tego wszystkiego podobał mi się odcinek Q&A. Gra aktorska, dialogi, nawet oświetlenie - to wszystko sprawiło, że naprawdę czułam, jakie emocje targają bohaterami. Przy czym o ile w przypadku Carrie - wiem, że jej spowiedź była szczera, o tyle nie jestem do końca pewna, co do Brody'ego. Bo choć naprawdę szkoda mi się zrobiło tego faceta, gdy tak siedział w pokoju przesłuchań, przerażony, pozbawiony nadziei na przetrwanie i na dodatek z dłonią przebitą nożem - to jednocześnie cały czas miałam wrażenie, że ta ostateczna skrucha nie była do końca szczera. Ba! Mam nawet nadzieję, że właśnie o to w tym wszystkim chodziło. I że prędzej czy później scenarzyści zafundują mi kolejny twist, którego zupełnie nie będę się spodziewać.


Jedyne, co mnie martwi, to że planowany jest kolejny sezon Homeland. Oczywiście, być może znów okaże się, że byłam w błędzie - w końcu rok temu wieszczyłam, że drugi sezon serialu może nie być aż tak dobry, jak pierwszy, a póki co jest zupełnie odwrotnie. Cały czas wydaje mi się jednak, że pewnych historii nie wolno za bardzo przedłużać. Bo może się to skończyć tak, jak z Breakin Bad - gdzie w moim przypadku nastąpiło „zmęczenie materiału” i nowy sezon nie bawił mnie nie dlatego, że był zły, tylko ponieważ po prostu nie chciało mi się go już oglądać.


Wracając jednak do chwili obecnej: nie będę pisać, że Homeland to jeden z najlepszych seriali, jakie kiedykolwiek powstały. Bo brakuje mu tej dodatkowej wartości, która sprawiłaby, że widz wyniósłby coś więcej z jego oglądania. No wiecie - zastanowił się nad własnym postępowaniem, postanowił być lepszym człowiekiem, zapragnął zmienić świat i tak dalej.

Z czystym sumieniem mogę jednak stwierdzić, że w tym miesiącu była to najlepsza produkcja, jaką dane mi było obejrzeć. Samemu Homeland należą się z tego powodu brawa. Ale jednocześnie - naprawdę niedobrze się dzieje w świecie zagranicznych seriali, skoro żaden z nich nie mógł stanąć z tą produkcją do równej walki.

4 komentarze:

  1. Na każdy nowy "Homeland" czekam wręcz z wypiekami na twarzy. Nawet taka dzisiejsza zapchajdziura jak 2x07 cieszy paszczę. Motyw z córką Brody'ego jest upierdliwie denerwujący, ale za to gra w kulki Carrie-Brody niezwykle wciągająca. I czemu Dexa nie oglądasz? Tylko nie mów, że krwi nie lubisz;)
    Sis

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tam lubię córkę Brody'ego, za to wkurza mnie jego żona. Co się zaś tyczy ostatniego odcinka - jedyne co mnie martwi, to że od początku sezonu nieparzyste epizody zawsze były spokojniejsze, a te parzyste - pełne akcji. Dobrze by więc było, gdyby twórcy serialu jakoś przełamali ten schemat, bo inaczej te stałe skoki napięcia staną się zbyt rutynowe.

      A jeśli chodzi o Dextera - kiedyś się za niego zabrałam, ale między nami jakoś nie zaiskrzyło. Tak wiem, pierwsze epizody podobno były słabe i akcja rozkręciła się gdzieś po ósmym odcinku, czy jakoś tak. Ale wtedy nie miałam ani cierpliwości, ani transferu, żeby przedrzeć się do tej fajniejszej części.

      Może kiedyś jeszcze raz spróbuję zerknąć na ten serial, ale póki co brak niestety mi czasu.

      Usuń
  2. @ ale między nami jakoś nie zaiskrzyło.

    no niedziwne, bo to socjopata. Pierwszy sezon to 5 albo 6 lat temu widziałem, ale chyba łapał na haczyk już w końcówce Pilota ("hey, you wanna come out and play"). A teraz leci s7 i cały czas trzyma niezły poziom, co się serialom rzadko zdarza.
    Poza tym, uprzedzenia; w Rzymie już było pewnie łączni więcej krwi i masakry niż w Dexterze.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nawiązując z beczki Homeland->Carrie->Claire Danes, odstawcie na małą chwilę seriale i ściągnijcie sobie film nakręcony dwa lata temu dla HBO z Claire w roli tytułowej "Temple Grandin". Szczęka opada na jakie wyżyny aktorstwa ta kobita potrafi się wspiąć. Gra autystkę, ale hej, ona jej nie gra, ona nią właściwie tam naprawdę jest. Ona jest naprawdę dobra w odtwarzaniu zaburzeń.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...