oraz inne związane z tym tematem głupoty

niedziela, 30 czerwca 2013

Czerwcowe Szaleństwo Serialowe

Finały, finały i jeszcze raz finały. Jedne lepsze, a drugie gorsze. A ponad to premiera najbardziej wyczekiwanego przeze mnie serialu w tym roku. Jest więc o czym pisać.


Crossing Lines

Miałam strasznie dużo nadziei związanych z tym serialem. I jeszcze więcej obaw, bo po prostu martwiłam się, że coś pójdzie źle, a całość okaże się straszną kichą. Po pierwszym, dwuczęściowym odcinku na szczęście wychodzi na to, że prawda leżała gdzieś po środku. Bo nie ma ani szału, ani tragedii. Standardowo mamy tu dobrych policjantów goniących złych bandytów, przy czym akcja skupia się głównie na pokazywaniu relacji między tymi pierwszymi. W kilku miejscach scenariusz kuleje od strony logicznej. Nieco wkurzało mnie też to, że bohaterowie przemieszczają się z jednego zakątka Europy do innego tak łatwo, jakby posiadali maszynę teleportacyjną. Ale poza tym całość ogląda się bezboleśnie, choć akcja nie rozkręca się za szybko.

Pozytywnym zaskoczeniem byli dla mnie główni bohaterowie, którzy na zwiastunach wydawali się być dość bezbarwnymi i sztucznymi postaciami, tymczasem okazało się, że wszyscy są całkiem sympatyczni i bez problemu można im kibicować.

No i oczywiście jest jeszcze William Fichtner! Moja ocena będzie tutaj zupełnie nieobiektywna, ale wydaje mi się, że aktor po prostu kradnie serial. Tak, jak na to liczyłam, Fichtner nie poszedł na łatwiznę i grany przez niego Hickman nie jest agentem Mahone w wersji 2.0. Hickman jest znacznie bardziej zmęczony życiem, zmarnowany i zrezygnowany. I choć nie brak mu dynamizmu, nie posiada takiej energii jak bohater z Prison Breaka, nie szaleje przy whiteboardzie i nie wykazuje jakiś nadprzyrodzonych zdolności dedukcyjnych. Nie ma w tym jednak niczego złego, wręcz przeciwnie, to czyni postać graną przez Fichtnera bardziej ludzką. Z resztą, nie tylko to, bo Hickman, choć nie jest typem wesołka, to potrafi zażartować, puścić oko lub uśmiechnąć się kącikiem ust. Nie jest też takim wyalienowanym facetem w czerni, jakim był Mahone z drugiego sezonu PB.

Podsumowując więc: Fichtner daje radę i jego postaci nie można polubić. Pozostali bohaterowie także są w porządku. A sama produkcja, choć nie zrywa czapek z głów i nie powoduje opadu szczęki w trakcie oglądania, to posiada poziom, który jest znacznie wyższy od serialowej średniej. I mam nadzieję, że dalej będzie już tylko lepiej.

Moja ocena: 4/5

Gra o Tron

Nie będę się rozwodzić na temat Krwawego Wesela, bo o tym już chyba wszystko zostało powiedziane. Jedyne, co mogę stwierdzić, to że właśnie dla takich scen nie czytałam książki. I nie oburzajcie się, że to głupie bo w papierowym oryginale wszystko zostało ciekawiej opisane. Tak, zgadzam z tym, że książka jest zapewne o niebo lepsza. Ale jednocześnie zauważyłam, że osobom, które przeczytały Pieśń Lodu i Ognia nie podoba się serial. I właśnie dlatego nie zaglądam do książki - bo boję się, że później oglądanie serialu może przestać mnie cieszyć.

Z drugiej jednak strony, czy jest się z czego cieszyć? Gra o Tron bezsprzecznie jest produkcją na bardzo wysokim poziomie, ja jednak ciągle nie mogę oprzeć się wrażeniu, że odcina ona kupony od pierwszego sezonu, a twórcy nie wiedzą, jak poradzić sobie z ogromem treści, którą muszą przekazać. Dla mnie największym rozczarowaniem był finałowy epizod, w którym nie wydarzyło się nic ciekawego, wartego zapamiętania, co sprawiłoby, że pomyślałabym „ojej, to już koniec sezonu, jak ja wytrzymam rok do następnego odcinka?!”

Tak wiem, zrzędzę jak stara baba, a w przyszłym roku znów, podobnie jak innych, dopadnie mnie GoTo-mania i będę odliczać dni do premiery. Chociaż - o czym już wspominałam wcześniej, i to chyba nie raz - należy sobie tutaj zadać pytanie, czy to nie jest przypadkiem tak, że jakość produkcji serialowych spada na łeb, na szyję i twórcy, nie mając konkurencji, nie muszą się bardzo starać?

Moja ocena: 4/5

Hannibal

Finał mnie zaskoczył, ale nieco negatywnie. Bo pomyślałam sobie „wrzucenie Grahama do więzienia byłoby zbyt oczywistym rozwiązaniem, twórcy Hannibala na pewno wymyślą coś bardziej niespodziewanego”. I co? Graham skończył za kratkami!!! Co prawda trafił tam w pięknym stylu, ale co z tego?

Jednak, żeby nie było, że tylko marudzę: lubię gdy sezon kończy się tak, jak tutaj. Czyli niby bez cliffhangera, ale jednocześnie pozostawiając widza z pytaniem „co dalej?”

Bez wątpienia zasiądę do oglądania drugiego sezonu.

Moja ocena: 5/5

No dobrze, to wszystko, co miałam wam dziś do napisania. Zbliża się lipiec, a wraz z nim serialowy sezon ogórkowy. Poza Crossing Lines oraz wracającym w sierpniu Breaking Bad nie widzę na horyzoncie niczego ciekawego do oglądania i oceniania. Dlatego też pod koniec lipca nie będzie comiesięcznego szaleństwa serialowego, a zamiast tego później pojawi się wpis podsumowujący całe wakacje.

1 komentarz:

  1. Gra skończyła się bez bomby, ale czemu się dziwić, skoro trochę sztucznie podzielili książkę na dwa sezony i kulminacja wypadła na 9 odcinek. Pozdr;)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...