oraz inne związane z tym tematem głupoty

czwartek, 25 lipca 2013

Tydzień z Battlestarem:
Scena Niezwykła: Prelude to War

Wczorajszym wpisem o Blood and Chrome zakończyłam tą trudniejszą, bardziej grafomańską część rozważań o serii BSG. Ale tydzień się jeszcze nie skończył i od dziś, do soboty będzie tu mniej dyrdymalenia, a więcej pokazywania ciekawych rzeczy z serialem związanych.

Ale nie myślcie sobie, że postanowiłam iść na łatwiznę! Gdy tylko wpadłam na pomysł stworzenia „Tygodnia z Battlestarem”, zadałam sobie przy okazji takie oto pytanie: czy istnieje jakaś pojedyncza scena w serialu, którą mogłabym wam pokazać na zachętę? Taka, która w świetny sposób oddawałaby klimat Battlestar Galactiki, ale za dużo nie spoilerowała i - wyrwana z kontekstu - nie traciła siły przekazu?

Wybranie takiego fragmentu było naprawdę trudne, bo - o czym pisałam we wtorek - BSG stanowi jedną, integralną całość i taka pojedyncza scena jest niczym puzzel oderwany od stuelementowej układanki.

Nie wiem, czy to, co pokażę wam za chwilę jest najlepszym wyborem. Być może inne osoby, które obejrzały serial zdecydowałyby się na inny fragment. A może, wręcz przeciwnie - zgodziłyby się z moją decyzją?


Przy czym, niestety nie może się tutaj obejść bez krótkiego wprowadzenia oraz drobnego spoileru.

W drugim sezonie okazuje się, że atak Cylonów przetrwał jeszcze jeden battlestar - Pegasus. Początkowo wszyscy się cieszą, zwłaszcza, że odnaleziony statek jest nowszej generacji, posiada pełne uzbrojenie i lepiej przygotowaną do walki załogę. Poza tym na jego pokładzie przebywa pani admirał, czyli osoba wyższa stopniem od komandora Adamy. Stary dowódca Galactiki może więc nieco odetchnąć i przekazać większość stresujących obowiązków związanych z kierowaniem wojskiem, innej osobie.

Szybko okazuje się jednak, że admirał Cain ma nieco inne plany dotyczące tego, co powinna ze sobą zrobić ludzkość po ataku Cylonów. Dodatkowo na pokład Pegasusa wysłani zostają dwaj członkowie załogi Galactiki, którzy na miejscu nieco rozrabiają, za co zostają przez panią admirał, niesprawiedliwie z resztą, skazani na śmierć. A wtedy Adama stwierdza, że sprawy zaszły za daleko i postanawia odbić swoich ludzi.

Dwa battlestary, zamiast wspólnie walczyć przeciwko Cylonom, zaczynają celować w siebie nawzajem. I o tym właśnie opowiada poniższa scena.


Co w tym wszystkim takiego pięknego? Po pierwsze kontrast pomiędzy wściekłym i zdeterminowanym, ale jednocześnie próbującym zachować zimną krew Adamą, a zasłaniającą się przepisami, chłodną i obojętną admirał Cain. Emocje, które są dodatkowo potęgowane przez otaczających tą dwójkę pozostałych członków załogi - zdezorientowanych, nie do końca pewnych, czy powinni wykonywać rozkazy i przede wszystkich przerażonych sytuacją, w której się znaleźli.

Sytuacją, która bardzo przypomina taką, jaką często możemy zobaczyć na filmach o amerykańskich i radzieckich łodziach podwodnych, bawiących się ze sobą w kotka i myszkę w czasie zimnej wojny. Wystarczy, że jednej osobie puszczą nerwy, padnie nieodpowiedni rozkaz albo ktoś przyciśnie guzik, którego nie powinien naciskać i ludzkość zostanie zniszczona.


Do tego wszystkiego mamy jeszcze ruch kamery, która szybciej i szybciej wiruje wokół Adamy oraz Cain, a z planu półpełnego coraz bardziej przechodzi do zbliżenia. A dodatkowo skomponowany przez Beara McCreary'ego, rozbrzmiewający w tle utwór Prelude to War, który jeszcze bardziej potęguje grozę całej sytuacji, sprawia iż odnosimy wrażenie, że oto za chwilę zetrą się ze sobą nie tyle dwa statki kosmiczne, co dwóch mitycznych, potężnych tytanów.

Jak dla mnie całość jest po prostu majstersztykiem.




Tydzień z Battlestarem - pozostałe wpisy:

Brak komentarzy:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...