oraz inne związane z tym tematem głupoty

piątek, 2 sierpnia 2013

Tydzień z Doctorem Who:
Confidential i nie tylko

Dzisiejszy wpis będzie o Doctorze Who od kuchni. Oraz kilku innych rzeczach z serialem związanych. A dla odmiany - całość nie będzie ilustrowana zdjęciami promocyjnymi w wysokiej rozdzielczości, tylko różnego rodzaju fan-artami, które udało mi się odnaleźć w sieci... Dużą ilością fan-artów.

Przy czym, z racji tego, że Jedenasty Doktor nie przypadł mi do gustu, w swoich rozważaniach nie wezmę go pod uwagę. Nie w wyniku jakiejś złośliwości, tylko z powodu lenistwa. Bo po prostu nie chciało mi się oglądać materiałów z planu, z Mattem Smithem związanych.


(źródło: like.iw3b.info)

Rozpocznę jednak od tego, że uwielbiam filmy o tym, jak kręciło się filmy. Albo seriale. Pamiętam, że dawno temu, jeszcze w liceum będąc, za zbierane przez prawie rok pieniądze kupiłam sobie DVD box z Indiana Jonesem (wtedy jeszcze była to trylogia). I ze wszystkich płyt z zestawu, najbardziej cieszyła mnie czwarta, dodatkowa - zawierająca różnego rodzaju materiały z planu.

Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że wszystkie zdjęcia „od kuchni” są montowane tak, by pokazywać daną produkcję od jak najlepszej strony. Różnego typu zgrzyty i sprzeczki między członkami ekipy nie są więc kręcone lub wycina się je w postprodukcji. A to, co dostaje widz sprawia wrażenie, jakby podczas pracy nad danym filmem lub serialem wszyscy świetnie się bawili i byli jedną, wielką rodziną. Ale pomimo tego, a może właśnie dzięki tej - w mniejszym lub większym stopniu - iluzji zabawy i przygody, po prostu kocham oglądać wszelkie behind-the-sceny lub inne making-ofy (to „spolszczenie” wygląda strasznie, ale nie wiem, jak inaczej je zapisać, sorry).

Niestety, w przypadku wielu produkcji, takich materiałów widzowie dostają niewiele, często nawet nie ma ich wcale. Wpadki z planu, komentarz reżysera - ot, na tyle można zazwyczaj liczyć.


(źródło: onlyhdwallpapers.com)

I tu na scenę wkracza Doctor Who, który znacząco wybija się od reszty. Jak? Tak, że twórcy serialu nie rzucali widzom raz na sezon ochłapu w postaci dziesięcio-minutowego filmiku z planu. Zamiast tego stworzyli serial dokumentalny Doctor Who Confidential, którego odcinki, emitowane po każdym epizodzie przygód Doktora, zdradzały kulisy powstawania całej produkcji.


Wszystkie sekrety Doktora

Nie wiem, jak na was, ale na mnie sam fakt, że coś takiego, jak Doctor Who Confidential powstało, zrobił wielkie wrażenie. Właśnie ze względu na to, że to nie był jednorazowy filmik, ale serial ukazujący się tydzień w tydzień.

Przy czym, co równie ważne, Confodential nie był tylko i wyłącznie ładnie zmontowanym materiałem z planu filmowego. Twórcy produkcji mieli na nią bardzo ciekawy pomysł. Mianowicie - zależało im nie tylko na pokazaniu kulisów powstawania serialu, ale także na przybliżeniu historii Doctora Who. Wiele odcinków skupiało się wokół jednego, wybranego tematu i pokazywało go w odniesieniu do wszystkich wcieleń Doktora. Mieliśmy więc przykładowo odcinek o TARDIS, Dalekach albo towarzyszach Władcy Czasu. A wszystko zilustrowane między innymi materiałami archiwalnymi oraz wywiadami z wcześniejszymi twórcami serialu.


(źródło: redbubble.com)

Co również mi się bardzo spodobało, to że twórcy Confidential nie skupiali się tylko i wyłącznie na reżyserach, scenarzystach, producentach oraz grających główne role aktorach. Udało się im pokazać, że na sukces Doctora Who pracowało wielu, często zupełnie szarych ludzi.

Mój wielki szacunek wzbudzili przede wszystkim aktorzy noszący stroje kosmitów, w których paradowali często przez kilka godzin dziennie i pomimo wielkiego dyskomfortu z tym związanego, czynili to bez narzekania.


(źródło: cheezburger.com)

Nieco zabawnym było dla mnie natomiast odkrycie, że warunki pogodowe na planie były często zupełnie odwrotne do tych, jakie zapisano w scenariuszu. Gdy więc akcja miała miejsce w jakiś zimnych miejscach, bądź też w trakcie świąt - w rzeczywistości zdjęcia były kręcone w środku lata. I odwrotnie, jeśli w odcinku miało być gorąco, a bohaterowie powinni w związku z tym być lekko ubrani i nieco spoceni - sceny te były kręcone w chłodny, jesienny wieczór, a aktorzy z całych sił starali się wypowiadać swoje kwestie tak, by kamera nie uchwyciła obłoków pary wydobywających się z ich ust oraz tego, jak szczękają zębami.


(źródło: under-a-darkrystal-sky.tumblr.com)

Dość dużym zaskoczeniem były dla mnie także kulisy powstawania efektów specjalnych. W przypadku innych produkcji, często myślę, że coś było zrobione naprawdę, a potem niespodzianka - okazuje się, że w grę wchodził green-box. Byłam więc święcie przekonana, iż w Doctorze Who sprawy mogą wyglądać bardzo podobnie. Tymczasem często było odwrotnie - kiedy stwierdzałam: „nie ma mowy, by coś takiego zrobili bez CGI”, okazywało się, że efekty specjalne były jak najbardziej „prawdziwe”, a nie komputerowe. I tutaj niech za przykład posłuży to, jak bardzo zaawansowanej technologii użyto w przypadku synchronizacji głosu i światełek Daleków (słowo daję, przypuszczałam, że głos aktora przechodził przez jakiś komputerowy program, który mierzył dźwięk i na podstawie tego zapalał lampki, a tutaj okazało się, że całość działała znacznie prościej).

Byłam pod naprawdę dużym wrażeniem tego, jak wiele elementów Doctora Who powstało tradycyjnymi metodami. Scenografia, wybuchy, różnego rodzaju kaskaderskie sztuczki. Naprawdę podziwiam ludzi, którzy zamiast powiedzieć „wygenerujmy to komputerowo”, stwierdzali „skoro możemy zrobić to naprawdę, zróbmy to naprawdę”.

Oczywiście ta „prawdziwość” bardzo ułatwiała pracę aktorom. I naprawdę miło było oglądać, z jakim zachwytem ci reagowali na lokalizacje, w jakich był kręcony serial lub na widok innych aktorów przebranych za kosmitów.


(źródło: joyreactor.com)

Ciekawie było także posłuchać wywiadów ze scenarzystami, reżyserami oraz producentami. Dowiedzieć się, co ci chcieli pokazać w danych odcinkach i skonfrontować to z tym, co zobaczyło się w serialu.

Bardzo podobało mi się również to, że czasami pokazano nagranie ze spotkania, podczas którego aktorzy odczytywali scenariusz i było to zmontowane z gotowymi scenami z danego odcinka. Dzięki temu można było zobaczyć jak słowa zmieniły się w obraz filmowy.


...żeby nie było, że Jedenastego nie ma w tym wpisie w ogóle...
(źródło: fashionablygeek.com)

Tak, jak napisałam już wyżej - zdaję sobie sprawę, że w takich filmikach z planu pokazuje się jedynie te pozytywne elementy związane z pracą przy danej produkcji. Niemniej jednak, z racji tego, iż w różnych wywiadach, zarówno aktorzy, jak i twórcy Doctora Who zawsze bardzo ciepło wypowiadali się o czasie spędzonym na planie, jestem w stanie uwierzyć w to, że praca nad serialem naprawdę mogła być dla nich dobrą zabawą.

Nie wątpię również, że wiele z osób pracujących przy tej produkcji - które same wychowały się na wcześniejszych przygodach Doktora - traktowała uczestniczenie w tworzeniu programu jak spełnienie marzeń. I jednocześnie, że ludziom takim przyświecał jakiś wyższy cel, a nie jedynie chęć stworzenia produktu, który dobrze się sprzeda.


(źródło: joyreactor.com)

Wielką frajdę sprawiało mi także obserwowanie samych aktorów. I znów nie mam pojęcia, czy wygłupiali się oni jedynie wtedy, gdy w pobliżu pojawiał się kamerzysta z Confidential, czy też żarty były na planie na porządku dziennym. Ale obstawiam, że bardziej prawdopodobna jest tutaj ta druga możliwość.

Jednak, żeby nie było - z tego, co pokazywał Confidential, aktorzy potrafili się nie tylko wygłupiać. I kiedy było trzeba traktowali swoją pracę poważnie, nie gwiazdorzyli, a jeśli zaistniała taka konieczność: przyjmowali trudy związane ze swoją rolą bez marudzenia.


(źródło: weheartit.com)

Przy czym, niestety Doctor Who Confidential tworzony był jedynie przez sześć lat. Wraz z siódmym sezonem przygód Doktora, BBC zrezygnowało z dokumentowania kulisów produkcji serialu. Z jednej strony - o czym wspominałam na wstępie - i tak Confidentialów z Mattem Smithem nie oglądałam, więc los tej produkcji nie powinien mnie zbytnio obchodzić. Ale z drugiej - Confidential był czymś niezwykłym, niespotykanym w świecie seriali. I z tego powodu szkoda, że z niego zrezygnowano.


(źródło: davidtennantssideburns.tumblr.com)

Z kamerą wśród aktorów

Czy może być coś ciekawszego od ujęć z planu zdjęciowego nakręconych przez ekipę profesjonalnych filmowców-dokumentalistów? Okazuje się, że tak. BBC wpadło na świetny pomysł: dało Davidowi Tennantowi kamerę i powiedziało „kręć sobie chłopie, co chcesz”. I tym sposobem powstały wideo-dzienniki, w których aktor pokazał nam zarówno rzeczy, które jemu wydały się interesujące na planie filmowym, jak i udzielił kilku wypowiedzi bezpośrednio do kamery, w domowym zaciszu, w których opowiadał o swojej pracy.

Całość wygląda zupełnie nieprofesjonalnie, bardzo spontanicznie. I po prostu - jak nagrania wideo, które równie dobrze mógłby stworzyć każdy z nas. Ale nie było w tym niczego złego. Zwłaszcza, że nic nie skraca dystansu pomiędzy celebrytami i ich fanami bardziej, niż pokazanie, iż aktor to też człowiek.


(źródło: hazpotteh.tumblr.com)

Dużą rolę odgrywało tu także poczucie humoru Tennanta. I jego komentarze - często bardzo ironiczne, ale w sympatycznym tego słowa znaczeniu, bez złośliwego sarkazmu.

I rzecz, która rozbawiła mnie chyba najbardziej - Billie Piper i Catherine Tate nagrane z włączonym noktowizorem. Serio, myślałam, że aktorzy są tak przyzwyczajeni do widoku kamer, że nic ich w tej dziedzinie nie może zaskoczyć. A tymczasem Piper i Tate po zobaczeniu, jak wyglądają w wersji noktowizyjnej, okazały dokładnie takie samo zdziwieniem i zafascynowanie, jak każdy inny człowiek (wiem, co piszę, bo też posiadam kamerę z noktowizorem i nieraz widziałam, jak ludzie na coś takiego reagują).


(źródło: joyreactor.com)

Wideo-dzienników Tennanta nie powstało wiele. Z jednej strony szkoda, bo Tennant jest osobą bardzo medialną, kamera go lubi i po prostu chciałoby się faceta oglądać częściej. Ale z drugiej - mniej znaczy więcej - a Tennant ewidentnie nagrywał wszystko spontaniczne, nie z powodu przykrego obowiązku.


(źródło: joyreactor.com)

Widzom forma wideo-dzienników bardzo się spodobała i przy kręceniu kolejnych serii BBC wyposażyło w kamery także innych odtwórców głównych ról. Dlatego też, jeśli tego typu filmiki się wam spodobały, bez problemu powinniście znaleźć w sieci także takie, kręcone przez innych aktorów z Doctora Who.


(źródło: teecraze.com)

Ekipa serialu tańczy i śpiewa

Istnieją jeszcze dwa powody, dla których uważam, że opowieści o tym, iż kręcenie Doctora Who było wspaniałą zabawą, są prawdziwe. Świadczą o tym filmiki, które powstały, gdy zdjęcia do czwartego sezonu dobiegały końca. Pierwszy był tworzony przede wszystkim z myślą o Davidzie Tennancie, po to, by aktor miał pamiątkę z pracy w serialu. A drugi - podziękowaniem dla Russella T. Daviesa oraz Julie Gardner za ich opiekę nad Doctorem Who.




Czy znacie jakiś inny film lub serial, którego ekipa robiłaby takie rzeczy? Owszem, jakiś sceptyk prawdopodobnie teraz stwierdzi, że być może przy okazji tworzenia innych filmów lub seriali powstawały podobne nagrania, ale były one przeznaczone tylko dla twórców danej produkcji i nikt się nimi nie popisywał na YouTube. Ale ja, naiwnie wolę wierzyć, że osoby odpowiedzialne za Doctora Who tworzyły po prostu zgraną paczkę, podczas kręcenia serialu bardzo dobrze się bawiły i po wszystkim chciały podzielić się swoją radością z resztą świata. A przy okazji dać fanom jeden powód więcej, by uwielbiać Doktora.


(źródło: oreobatman.tumblr.com)

Tydzień z Doktorem - pozostałe wpisy:

Brak komentarzy:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...