oraz inne związane z tym tematem głupoty

niedziela, 23 lutego 2014

Filmy Przeróżne:
Hell on Earth plus BONUS

Kiedy wena nie dopisuje, lenistwo bierze górę absolutnie nad wszystkim i na dodatek niepokojąco zbliża się sesja (a wraz z nią dead line na stworzenie projektu potrzebnego do zaliczenia przedmiotu), trzeba sięgnąć po działo najcięższego kalibru. Metodę kija i marchewki. Lub prędzej: marchewki na kiju, żeby ktoś przypadkiem nie dokonał nadinterpretacji i pomyślał, że moje dźgnięcie się nożem w kciuk kilka tygodni temu, było próbą samoukarania się.

O dziwo, obrana przeze mnie metoda okazała się całkiem skuteczna. Przekonywanie ludzi do wzięcia udziału w ankiecie dotyczącej zmian w prawie autorskim - załatwione (choć nie do końca tak skutecznie, jak bym chciała). Zaległe Szaleństwo Serialowe - napisane. Podsumowanie ostatniego roku na blogu - zrobione. Projekt studencki - oddany i zaliczony. Pora zatem na zasłużoną na notkę marchewkową!

Dziś będzie więc wpis zawierający spore ilości Fichtnera oraz szczyptę autopromocji. Proszę jednak - zanim uciekniecie z wrzaskiem „o rany, znowu Fichtner!” (pod warunkiem , że już tego nie zrobiliście), obejrzyjcie przynajmniej pierwszy filmik, który chciałam wam pokazać. Obiecuję, że się wam spodoba. Do zapoznania się z resztą dzisiejszego wpisu, poniżej zalinkowanego widea, oczywiście też was zachęcam, przy czym to już jest bonus, część nieobowiązkowa, którą - jeśli z jakiś powodów nie trawicie Fichtnera - możecie sobie darować.




W tym miejscu powinnam wyrazić podziw dla powyższego filmiku. Ale zdaję sobie sprawę, że skończyłoby się to na zachwycaniu się każdą sceną, co drugą linijką dialogu, większością kadrów i szczegółów w nich zawartych, doborem muzyki oraz oczywiście - grą aktorską. W związku z tym ograniczę się do trzech wykrzyknień: MAJSTERSZTYK! ARCYDZIEŁO! CHCĘ WIĘCEJ!

Naprawdę! Chcę filmu, serialu lub pseudo-dokumentu o Fichtnerze-Szatanie. Bo coś takiego byłoby o niebo lepsze od wszytkich Elysiów, Lone Rangerów, Crossing Linów oraz innych Wojowniczych Żółwi Ninja.

A przy okazji - uważam, że Fichtner powinien dostać od MPAA oraz innych stowarzyszeń cenzorskich nadających ograniczenia wiekowe, dożywotnie pozwolenie na przeklinanie w filmach. Bo wszelkie fucki w jego wykonaniu brzmią po prostu pięknie.

Na koniec części wpisu dotyczącej Hell on Earth zdradzę wam pewną ciekawostkę. Furtka otwierana kamieniem, ogród z basenem, w którym przebywa producent Bobby Gold oraz dom syna Szatana - wszystko to jest częścią posiadłości* Fichtnera. Natomiast aktor, który wcielił się we wspomnianego Bobby'ego Golda, to Kim Coatest, czyli jeden z najlepszych kumpli Williama.

*Słowa „posiadłość” używam jako wyrazu bliskoznacznego. Nie myślcie sobie, że Fichtner mieszka w jakimś kompleksie pałacowo-ogrodowo-basenowym. Ot, posiada on dom z ogrodem i basenem, co jak na hollywoodzkie standardy, jest dość skromnym miejscem zamieszkania.


No dobrze, pora teraz przejść do bonusowej części wpisu. Czyli tej, która wciąż dotyczy Fichtnera, ale przy okazji zawiera szczyptę autopromocji, o której wspomniałam na wstępie. Otóż zainspirowana wieloma fanvidami, które podsumowują to, co w danym roku wydarzyło się w kinie, postanowiłam wykonać podobną kompilacę. Tyle że, odnoszącą się - a jakże by inaczej! - do Williama Fichtnera.




Dzisiejszy wpis był jednak jedynie drobną marcheweczką, która zachęcała mnie do pracy. Bo dodatkowo na tym przysłowiowym, motywującym kiju dyndała jeszcze wielka, soczysta marchew, której imię brzmi: drugi sezon House of Cards. A skoro przystawka została już zjedzona, pora zabrać się za danie główne. W związku z tym, gdyby ktoś pytał: nie ma mnie, oglądam HoC. Wrócę za kilka dni.

4 komentarze:

  1. William Fitchner zszedł dziś naprawdę do piekła showbiznesu https://www.youtube.com/watch?v=nCjsWpM9zFU&feature=youtu.be

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz na myśli to, że wszyscy psioczą, że Fichtner nie jest Japończykiem? Czy tak ogólnie, że facet zamiast grywać w porządnych filmach, pojawiła się w kolejnej głupiej produkcji Michaela Bay'a?

      Usuń
  2. Najwięcej psioków widzę z tego powodu, że żółwie mają nosy zamiast dziobów, ale dla mnie cały pomysł wskrzeszania dzisiaj Żółwi Ninja jest jakiś trochę 'uroczo idiotyczny'. Wyborów ról nie oceniam, w końcu Walt White będzie za chwilę w "Godzilli' ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @ dla mnie cały pomysł wskrzeszania dzisiaj Żółwi Ninja jest jakiś trochę 'uroczo idiotyczny'

      Tu bym się akurat kłóciła, bo przecież jakiś czas temu to samo można było powiedzieć o tym, że ktoś planuje zekranizować X-Menów lub Avengersów. A potem okazało się, że w obydwu przypadkach mogą powstać naprawdę dobre filmy... Choć z drugiej strony, Żółwie już kilkakrotnie trafiły na srebrny ekran i ani razu nie zrobiły na nim furory. Więc może rzeczywiście masz rację.

      Wydaje mi się jednak, że głównym problemem jest tutaj Bay (który zdaje się od dłuższego czasu toczyć z Rolandem Emmerichem bój o to, który z nich będzie bardziej lubianym przez hejterów filmowcem). Bo czy ludzie narzekaliby tak samo mocno, gdyby za kamerą stanął Nolan, Whedon albo Abrams? Wątpię.

      ...Przy czym wcale nie chcę tutaj bronić Bay'a - sama również zaliczam się do tych osób, które z góry zakładają, że Żółwie Ninja będą złym filmem tylko i wyłącznie z powodu jego nazwiska.

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...