oraz inne związane z tym tematem głupoty

sobota, 5 maja 2012

Kwietniowe Szaleństwo Serialowe

Powoli zbliża się koniec sezonu serialowego 2011/2012 i wiele produkcji tak jakby przyśpieszyło na finiszu. Zrobiło się ciekawiej i bardziej dynamicznie. Dobrze zrobiło to zwłaszcza tym tytułom, które do tej pory nie wypadały najlepiej. Chyba ich scenarzyści przestraszyli się i stwierdzili, że należy pokazać się z jak najlepszej strony, bo inaczej nie ma co liczyć na następny sezon.


Castle

Richard dowiedział się, że Kate trochę go okłamała i przez cały miesiąc strzelał fochy. Nie lubię, gdy ktoś zachowuje się tak jak on i w tym przypadku także mi się to nie podobało. Ale na szczęście - w ramach rekompensaty, pozostałe wydarzenia w kwietniowych odcinkach zostały przedstawione w (jak zwykle) ciekawy sposób.

Najlepszy był ostatni epizod w tym miesiącu, w którym złość Castle'a znacznie się zmniejszyła, a zagadka kryminalna była naprawdę mocno zakręcona.

Moja ocena: 4/5

A tak na marginesie - widzieliście, podwójny „zwiastun” Castle'a i Avengersów?



Desperate Housewives (Gotowe na wszystko)

Zmieniam jedną kwestię dotyczącą zakończenia tego serialu: bez względu na to, czy Bree pójdzie do więzienia, czy też nie - wcześniej zdobędzie miłość prawnika, który stara się ją wybronić. Odnośnie reszty - trudno mi cokolwiek napisać.

W tym miesiącu były jedynie dwa odcinki. Obydwa całkiem niezłe, ale jednocześnie nie wnoszące nic nowego do fabuły całego sezonu.

Moja ocena: 4/5

Fringe

W kwietniu było ciekawie. Zginął Lincoln z alternatywnego świata, a ten z „naszej” rzeczywistości zajął jego miejsce. Wyszło też na jaw, że Broyles z drugiego świata, nie jest replikantem (o co go podejrzewałam). Połączenie między dwoma rzeczywistościami zostało zerwane. I jakby tego było mało - w jednym odcinku przenieśliśmy się do przyszłości, w której nasz świat okupowali Obserwatorzy.

Wydarzyło się więc naprawdę sporo. Ale to dlatego, że serial był poważnie zagrożony anulowaniem. Do tego stopnia, że podobno nakręcono dwie wersje finałowego odcinka. Pierwsza z nich miała definitywnie kończyć całą produkcję, druga - być wstępem do następnego sezonu. Ostatecznie stacja tworząca serial zgodziła się by powstał jeszcze jeden, ostatni sezon składający się z 13 odcinków. Normalnie marudziłabym z tego powodu. Jednak w tym przypadku myślę, że lepiej będzie, jeśli wszystkie wątki zostaną porządnie rozwiązane i wyjaśnione. Wolę to bardziej, niż zakończenie typu Deus ex machina.

Moja ocena: 5/5

Gra o Tron

W obecnej chwili, jest to jedyny serial, w którym z naprawdę dużą niecierpliwością wyczekuję nowych odcinków. To znaczy - nie aż tak, żebym odliczała minuty do następnego epizodu. Ot, gdy już się pojawi i mam do wyboru Grę o Tron albo coś innego, sięgam po tę produkcję.

Trochę rozśmieszyło mnie, gdy ostatnio Gawith stwierdził, że w serialu jest za dużo golizny. Sama zawsze przymykam oko na tego typu rzeczy, ściszam moc w głośnikach, żeby sąsiedzi na stancji nie pomyśleli przypadkiem, że oglądam pornola i nie komentuję takich rzeczy. Po prostu uważam, że takie sceny są po to, by przyciągnąć przed telewizory większą ilość widzów, zwłaszcza panów. Ale skoro faceci też zaczynają marudzić, iż łóżkowych harców jest za dużo, to chyba HBO naprawdę przesadza.

Ale poza tym - serial jest naprawdę genialny.

Moja ocena: 5/5

Aha, byłabym zapomniała - jeszcze odnośnie Gry o Tron - obrazek:




House

Doktorek wrócił, po kolejnym w tym sezonie długim urlopie. Odnośnie jego losów klamka zapadła - nie będzie następnej, dziewiątej części jego przygód.

Szkoda, że Gregowi nie ułożyło się z żoną (przypominam, że postać tą zagrała aktorka z Polski!), bo obydwoje tworzyli naprawdę niezłą parę. A skoro już mowa o tej dwójce, to najbardziej rozbawił mnie odcinek, w którym obydwoje wspólnie śledzili prostytutkę, z którą umawiał się House.

Co jeszcze? Wilson dostał raka. Kiepska sprawa. Odcinek, w którym facet zaaplikował sobie potrójną dawkę chemii naprawdę mnie zmroził. Tylko nieco nie pasowało mi zakończenie. W coś takiego byłabym w stanie uwierzyć, gdyby House sam doprowadził kumpla do stanu nieprzytomności. Jednak w takich okolicznościach wydaje mi się to nie na miejscu. Owszem - istnieje prawdopodobieństwo, że Greg dobrze wiedział, iż Wilson przeżyje i dlatego postanowił sobie z niego zakpić. Jednakże wciąż - fotki, jakie Wilson znalazł na swoim laptopie - choć naprawdę zabawne, zdają mi się mocno naciągane.

Jeśli zaś chodzi o resztę odcinków - nie wydarzyło się w nich wiele ciekawego. Po raz kolejny chciałam jednak powtórzyć, że znowu kilkakrotnie pojawił się wątek rodzicielstwa i cały czas obstawiam, że finał również będzie w jakiś sposób z tym związany.

Przy czym - jeszcze odnośnie ostatniego odcinka. Spoilerów nie czytam. Jednak na IMDb pisze, że jego tytuł to Everybody Dies. Brzmi dość niepokojąco. I po głowie chodzi mi pytanie - kto w takim razie na końcu umrze? Wilson? Trzynastka (która podobno też ma się pojawić)? A może - sam House?

...A może, niczym w Sherlocku Holmesie - skończy się tak, że wszyscy będą myśleli, że House wykorkował, choć w rzeczywistości doktorek będzie cały i zdrowy, tylko gdzieś, daleko od New Jersey?

Moja ocena: 4/5

Justified

Miałam nadzieję, że Justified zostanie kwietniowym serialem miesiąca, ale nic z tego nie wyszło. Po dziesięciu epizodach miałam dość oglądania. Ostatnie trzy odcinki zobaczyłam hurtem, dopiero kilka dni temu. O dziwo, były one naprawdę niezłe. Od jedenastego epizodu akcja przyśpieszyła i nie zwolniła aż do finału. Tylko - stało się to wszystko stanowczo za późno. Coś takiego powinno mieć miejsce co najmniej pięć odcinków wcześniej.

Gdybym miała ocenić tylko to, co zobaczyłam w tym miesiącu, wystawiłabym całkiem wysoką notę. Ale z racji tego, że sezon dobiegł końca - moja ocena dotyczyć będzie wszystkich trzynastu odcinków. A w nich przez większość czasu nic się nie działo. Bohaterowie jakby krążyli w kółko i nie wiedzieli, co ze sobą zrobić. Wciąż ubolewam nad tym, że Boyd - który jest chyba najbardziej interesującą postacią w serialu - został zepchnięty na drugi plan. Nie podobało mi się także to, że wprowadzono masę nowych osób, które albo nie były interesujące, albo początkowo prezentowały się ciekawie, ale potem ich potencjał został zmarnowany.

Wciąż zastanawiam się jednak, czy Justified nie zmęczył mnie w tym roku tak bardzo, ponieważ oglądałam go regularnie, co tydzień. Może gdybym wszystkie odcinki zobaczyła tak, jak te ostatnie, czyli hurtem - to moja ocena byłaby lepsza? Nie wiem, ale chyba taką właśnie strategię obiorę w przyszłym roku. Bo tak, będzie następny sezon.

Moja ocena: 2/5

Missing

W każdym odcinku dzieje się coś nieprzewidywalnego. Ale jedną z niespodzianek popsuł... Sean Bean. Od początku wiedziałam, że takiego aktora nikt nie zatrudniłby w serialu tylko po to, by grany przez niego bohater w pilotowym odcinku wyleciał w powietrze. Obstawiałam więc, że wybuch okaże się ściemą i tak też się stało.

Poza tym jednak serial jest ok. Naprawdę mi się podoba. I można go chwalić za wiele różnych rzeczy. Za wartką akcję, pościgi, wspomniane już - nieprzewidywalne zwroty akcji. Największym atutem są tu chyba jednak główni bohaterowie, których po prostu się lubi. Podoba mi się też to, że porwany chłopak nie robi tylko i wyłącznie za worek kartofli, którego co jakiś czas przetransportowuje się w inne miejsce. Koleś bowiem nie siedzi z założonymi rękami i niczym MacGyver wciąż kombinuje, jak wydostać się z tarapatów.

Jest jeszcze jedna rzecz, która mocno mnie ucieszyła. Mianowicie lubię, gdy jakiś film, serial lub książka jest częścią jakiegoś większego uniwersum filmowego/serialowego/książkowego. Ale przynależność do tego „większego” świata jest pokazana w taki sposób, że tylko osoby zorientowane w temacie są w stanie ją dostrzec. I w jednym z odcinków Missing również pojawiło się takie nawiązanie:



Wracając jednak do tematu - znów powtórzę to, o czym pisałam już miesiąc temu. Missing jest jednym z tych seriali, które powinny skończyć się po pierwszym sezonie. Bo obserwowanie super mamy-szpiega która w co drugim odcinku jest o włos od odbicia swojego syna z niewoli, jednak nigdy się jej to nie udaje, bardzo szybko może stać się nużąca. Zwłaszcza, że serial, choć owszem - akcję ma wartką, to jednak pod względem fabuły i intryg nie odbiega zbytnio od utartych schematów.

Moja ocena: 4/5

Person of Interest

Szkoda, że Elias został zapuszkowany, bo to był ciekawy zbir i miałam nadzieję, że jego wątek pojawi się w większej ilości odcinków. Zwłaszcza, że podobała mi się relacja między nim, a Johnem, która opierała się na zasadzie „nie zabiję cię, bo kiedyś uratowałeś mi życie, ale z chęcią rzucę ci kilka kłód pod nogi”.

Zagadka pod tytułem „czemu John na początku sezonu był lumpem” została rozwikłana. Gdyby to był inny serial być może rozczarowałabym się tak prostym rozwiązaniem. Ale po tej produkcji nie spodziewałam się niczego innego. Obstawiam też, że ostatnie odcinki wyjaśnią, czemu Finch kuleje.

Czy będzie drugi sezon? Nie wiem. Ale w tym wypadku nie obraziłabym się, gdyby taki powstał.

Moja ocena: 4/5

Supernatural

Jest super - dawno tego nie pisałam w przypadku tego tytułu. Teraz w końcu mam ku temu powód. Co prawda stało się tak chyba za sprawą tego, że w kwietniu były tylko dwa odcinki. Ale mniejsza o to.

Fajnie, że bracia widzą ducha Bobby'ego. Nie wiem jednak do końca, czy nie lepszy byłby element zaskoczenia, w którym ich zmarły przyjaciel pojawiłby się dopiero w ostatnim odcinku i ich uratował. Ale umówmy się, że w tym wypadku zdaję się na scenarzystów i nie będę się czepiać.

W epizodzie The Girl with the Dungeons and Dragons Tattoo zaskakujący był nie tylko tytuł. Reszta odcinka też prezentowała się nieźle. Rozczarowałam się tylko lekko, bo tytuł tytułem, a pod koniec okazało się, że bohaterka tego epizodu owszem, miała tatuaż, ale z Księżniczką Leą, z Gwiezdnych Wojen. Więc trochę jakby nie tak, jak być powinno.

Moja ocena: 4/5


No dobrze, to wszystko na dzisiaj. Dużo będzie działo się za to teraz, w maju. Bo przecież czekają nas same finałowe odcinki. I w tym kilka - ostatecznych zakończeń.

3 komentarze:

  1. Przyznaję, że mnie ruszyła scena ze zdjęciami w Housie; to był pierwszy od dawno dawna przebłysk geniuszu scenarzystów i chyba najmilsza rzecz jaką House zrobił dla Wilsona (= przedłużenie sceny, w której wmawia mu, że są na wakacjach). Jeśli finał ma być w takim słodko-gorzkim klimacie, to będzie udany, zwłaszcza że oprócz Trzynastki mają wrócić jeszcze inni starzy znajomi. Jak obstawiać, to obstawiam, że Wilson zemrze, House i 13 będą mieli wspólną scenę na stronie, w której ona sprzeda mu jakąś mądrość, że wszyscy umierają, a potem spotkają się w pełnym składzie z ośmiu serii w jakimś barze, opijając pamięć Wilsona do nuty filozofa Micka Jaggera.

    Gawith

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, zapomniałam o filozofie Jeggerze! Finał bez niego byłby chyba trochę wybrakowany, prawda?

      Usuń
  2. Oczywiście. Ponadto, gdyby to jednak House miał umrzeć, to może być to tylko i wyłącznie toczeń.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...