W najbliższy piątek polska premiera Avengersów postanowiłam zrobić więc na blogu (prawie) tydzień tych komiksowych bohaterów. W przeciągu najbliższych pięciu dni pojawi się więc pięć wpisów. Ostatni - jak pewnie się domyślacie - będzie dotyczył tytułu, który w piątek pojawi się w kinach. Jednak do tego czasu przypomnijmy sobie innych Avengersów i nie tylko ich.
Na dobry początek - przedstawiam wam Tony'ego Starka, czyli Iron Mana.
Iron Man
Po raz pierwszy zobaczyłam ten film dopiero kilka lat po jego premierze. Nie pamiętam dokładnie, co spowodowało takie opóźnienie. Ale chyba tak samo, jak to zawsze ze mną bywa - myślałam, że to będzie jakaś kicha. W końcu jakoś się przekonałam. I tak Iron Man stał się pierwszym Avengersem którego poznałam i tym z całej bandy Mścicieli, którego najbardziej polubiłam.
Tony Stark (czyli facet, który siedzi w stroju Iron Mana) jak na komiksowego bohatera jest postacią dość niezwykłą. Nie pochodzi z innej planety, nie ukąsił go radioaktywny pająk, jego rodzice nie zginęli w tragiczny sposób, gdy był małym chłopcem. Nie jest prawym i honorowym człowiekiem. Nie. To szalenie inteligentny, ekscentryczny i bardzo narcystyczny milioner, właściciel firmy produkującej broń. Na dodatek imprezowicz i kobieciarz. Tacy ludzie w świecie komiksów zazwyczaj zostają tymi złymi. Ale nie Stark. Bo na szczęście w głębi serca to porządny facet. A poza tym - jest zbyt leniwy, by bawić się w podbijanie świata. Czasem myślę sobie nawet, że gdyby doktor House był bogaty i zamiast medycyny skończył MIT, byłby właśnie Tonym Starkiem.
Troszkę podobnie, jak w Batman Begins, prawie połowa filmu opowiada o „narodzinach” bohatera. O tym, dlaczego Tony Stark postanowił być nieco mniej narcystyczny i przywdziać naszpikowaną technologicznymi gadżetami zbroję. Przy czym - w odróżnieniu od filmów z Batmanem - jest to przedstawione z dużym przymrużeniem oka i w każdej scenie więcej jest humoru, niż powagi.
Niektóre elementy Iron Mana są bardzo typowe dla innych filmów tego rodzaju. Główny bohater jest po uszy zakochany w dziewczynie, nie ma jednak odwagi wyznać jej miłości. Pojawia się zły antagonista i jego pomocnicy - wszyscy zepsuci do szpiku kości. Ale są też postaci, które pomagają naszemu dzielnemu bohaterowi.
Jednakże Iron Man posiada też masę elementów, które całkowicie zrywają z ogólnie przyjętymi schematami. Facet nie lata po mieście pod osłoną nocy i nie ratuje staruszek w opałach. Nie próbuje także ocalić świata przed zagładą. I jakby tego wszystkiego było mało - pod sam koniec filmu, przed kamerami, przyznaje się całemu światu, że to on jest Iron Manem. Znacie innego super bohatera, który zrobiłby coś takiego?!
Choć być może zabrzmi to banalnie - dla mnie Iron Man jest filmem fajnym pod każdym względem. Posiada bohaterów, których po prostu nie można nie lubić, masę efektów specjalnych, które są miłe dla oka i nie zalatują kiczem, sporą dawkę dobrego humoru oraz masę akcji. Ot, dobre kino rozrywkowe.
A poza tym - Iron Man jest super, bo jest Iron Manem. I żaden inny bohater nie jest w stanie go pod tym względem przebić.
Moja ocena: 5/5Nawiązania do pozostałych Avengersów: Pojawia się agent Coulson, przedstawiciel S.H.I.E.L.D. Plus ostatni fragment filmu (ten po napisach końcowych).
...to samo w 3D...
...i HISHE
Tony Stark ma problem. I to nie jeden. Świecący magnes na klatce piersiowej, który do tej pory utrzymywał go przy życiu i dodatkowo zasilał strój Iron Mana - zatruwa jego organizm. Amerykański rząd chce, by Stark zdradził, jak zbudowana jest jego zbroja. I jakby tego wszystkiego było mało - pojawia się bardzo zły Rusek, który jako jedyny jest w stanie mierzyć się z Iron Manem. Tony radzi sobie z problemami tak, jak umie najlepiej. Czyli zapija je dobrym alkoholem i skrywa się w ramionach pięknych kobiet. Ale to niestety wpędza go w jeszcze większe kłopoty.
O ile pierwszy Iron Man był świetny od początku do końca, o tyle jego kontynuacja już taka nie jest. Sami twórcy filmu po jego premierze bili się w piersi i przyznawali, że zbytnio się nie postarali. Bo choć owszem, zdarzyło się kilka naprawdę niezłych momentów, to jednak reszta była pozbawiona magii. Tego nieokreślonego „czegoś”, co sprawiło, że widzowie zakochali się w Tonym Starku za pierwszym razem.
Jak dla mnie - film staje się dobry od sceny w kawiarni z pączkami, po której to Stark postanawia wziąć się w garść i znaleźć sposób na to, by uratować siebie przed zatruciem. Później jest co prawda kilka przekombinowanych momentów (jak chociażby finałowa bitwa), ale można na to przymknąć oko. Gdyby wspomniana scena w kawiarni miała miejsce bardziej na początku, a nie na końcu filmu i gdyby dalej wszystko toczyło się tak samo sprawnie, jak po wydarzeniach w kawiarni - Iron Man 2 byłby równie dobry, jak pierwsza część.
Poza tym nieco drażniła mnie postać Rhodey'a, w którą w tutaj wcielił się zupełnie inny aktor. Jakoś facet, który zagrał tego bohatera za pierwszym razem dużo bardziej mi pasował. Nie wspominając już o tym, że podczas pierwszego oglądania sequela, przez dłuższą chwilę zastanawiałam się, co to za koleś.
Ogólnie więc ten Iron Man jest znacznie gorszy od poprzedniego. Ale to wciąż Iron Man i można lubić ten film tylko za to.
Moja ocena: 3/5Nawiązania do pozostałych Avengersów: Pojawia się Czarna Wdowa, i ponownie agent Coulson oraz Nick Fury. W scenie, w której Stark buduje w piwnicy mini Zderzacz Hadronów, podpiera jedną z rur fragmentem(?) tarczy Kapitana Ameryki. Na samym końcu jest mowa o projekcie Avengersów. A w ostatniej scenie (po napisach końcowych) okazuje się, że agent Coulson udał się do miejsca, w którym znaleziono młot Thora.
...i to samo w 3D...
I na koniec jeszcze dwie sprawy nie do końca związane z samymi filmami. Przede wszystkim - nie przypuszczałam, że tak trudno będzie znaleźć fajne plakaty do wstawienia na stronę. Gdy już odnalazłam taki, który nawet mi się podobał, okazało się, że to fanart, więc zrezygnowałam z niego, gdyż z założenia wstawiam tu tylko oryginalne postery. A ze wszystkich złych elementów tych oficjalnych plakatów, najbardziej drażniło mnie to, że pokazuje się na nich Iron Mana stojącego obok Tony'ego Starka. Rozumiem, że to miał być jakiś rodzaj metafory. Ale jak dla mnie powoduje to pewnego rodzaju błąd logiczny. No bo skoro Stark jest Iron Manem, to obydwoje nie powinni być obok siebie na jednym plakacie.
Druga rzecz, która mnie naprawdę mocno wkurza, nie tylko w Iron Manach, ale w ogóle w dużej ilości filmów, które ostatnio się pojawiły, to ta przeklęta, ostatnia scena po napisach końcowych. Zrozumiałabym jeszcze, gdyby coś takiego było pokazywane po pierwszej fazie napisów (nie wiem, jak to się fachowo nazywa), czyli po tych napisach, w trakcie których na ekran rzucane są pojedyncze nazwiska najważniejszych osób i aktorów, jeszcze zanim przewinie się pełna „lista płac”. Nie mam natomiast pojęcia, jaki cel ma wrzucanie dodatkowej sceny na sam koniec. No bo - w kinie i tak mało kto ten dodatkowy fragment zobaczy. A gdy potem film pojawi się na DVD to i tak większość przewinie napisy, które są przed tą sceną. Po co więc coś takiego? Bo jak dla mnie nie robi to nic, poza denerwowaniem widzów.
I ostatnia, bardziej optymistyczna wiadomość. W przyszłym roku Tony Stark powróci w trzeciej części Iron Mana. Osobiście nie martwię się, że wyjdzie z tego coś złego, gdyż mam teorię dotyczącą szczęśliwych części trzecich. To znaczy uważam, że gdy kręci się pierwszą część jakiegoś filmu lub serialu - jego twórcy starają się, by wyszło z tego coś dobrego. Gdy ich dzieło odnosi sukces i mogą stworzyć jego kontynuację - zbyt pewni siebie popełnią masę błędów, które sprawią, że sequel jest dużo gorszy od poprzedniej części. Ale kiedy da się im jeszcze jedną szansę - zazwyczaj jej nie zmarnują i nauczeni poprzednim niepowodzeniem sprawią, że trzecia część będzie równie dobra, jak pierwsze dzieło, a nawet lepsza.
I wierzę, że tak właśnie będzie w przypadku Iron Mana 3.
Pozostałe wpisy związane z Avengersami:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.