oraz inne związane z tym tematem głupoty

niedziela, 11 grudnia 2011

Pojedynek Filmowy: Fantazja VS Fantazja 2000

Podczas tworzenia filmów zazwyczaj ścieżkę dźwiękową komponuje się dopiero na końcu, jest ona pisana pod już zmontowany obraz. W 1940 roku studio Walta Disney'a postanowiło podejść do sprawy w odwrotny sposób i stworzyć film animowany pod już istniejącą muzykę. I to muzykę nie byle jaką, ale utwory między innymi Bacha, Beethoveena i Schuberta. Tak powstała Fantazja.

Sześćdziesiąt lat później Disney postanowił stworzyć nową wersję tego filmu - Fantazję 2000.

Jak prezentują się te dwie produkcje? Postanowiłam skonfrontować je ze sobą i ocenić, która Fantazja jest lepsza.


Mój opis zacznę chronologicznie, od Fantazji z 1940 roku, chociaż najpierw obejrzałam nowszą Fantazję 2000. Dobrze się jednak stało, że zobaczyłam filmy akurat w takiej kolejności, ponieważ... ale stop, nie uprzedzajmy faktów. O tym będzie na końcu wpisu.


I jeszcze jedna sprawa - obydwa filmy można w całości obejrzeć na YouTube. Linków nie podaję, bo takie rzeczy dość szybko wygasają. Ale jeśli poszukacie, to na pewno bez problemu znajdziecie zarówno Fantazję, jak i Fantazję 2000.


Fantazja

Rozumiem, że w 1940 roku pojmowanie świata było nieco inne, przez co filmy także prezentowały się zupełnie inaczej niż dzisiaj. Inna była także technika - i w tamtych czasach bajki Disney'a były pewnie uważane za szczytowe osiągnięcia animacji. Przyznaję, że naprawdę bardzo starałam się oglądać Fantazję właśnie biorąc pod uwagę wyżej wspomniane rzeczy. Niestety - nic mi z tego nie wyszło.

Wydaje mi się, że gdybym obejrzała ten film jako pięcioletnia dziewczynka, to zapewne byłabym zachwycona. Problem w tym, że drzemiące we nie dziecko jest nieco starsze i przez to Fantazję odebrałam jako film dość naiwny i głupiutki. A nagromadzenie tych bzdur było tak duże, że momentami nie wytrzymywałam i po prostu przewijałam film do przodu.


Początek filmu - muzycy, którzy będą przygrywali przez cały film zaprezentowani zostali przy pomocy gry światła, cienia i różnych kolorów. Ciekawy pomysł i ładny widok, ale tylko na początku. Po kilku sekwencjach pokazujących cienie skrzypków, trębaczy i innych członków orkiestry oglądanie tego wszystkiego zaczęło być nudne. Problem w tym, że takich ciągnących się w nieskończoność, nieciekawych sekwencji jest w filmie cała masa. Wtedy jednak o tym jeszcze nie wiedziałam. Myślę sobie - to tylko intro, a takie rzeczy zawsze są nudne. I przewinęłam dalej, do pierwszej animacji.


Pierwsza bajka - najpierw było ciekawie - wróżki latające wśród kwiatów i bawiące się kroplami rosy. Potem akcja przeniosła się do jakiegoś stawu pełnego nudnych rybek. Znów nie mogłam na to patrzeć. Przewinęłam. Dalej było może trochę ciekawej - jakieś tańczące grzyby, kwiatki i inne dziwactwa. Gdybym była młodsza pewnie spodobałby mi się ten widok. Ale teraz, na dodatek zupełnie na trzeźwo - no way! Niestety znów przewinęłam dalej.


Drugi w kolejności - Uczeń Czarnoksiężnika, z Myszką Mickey w rolo głównej. Filmik, który stał się symbolem całej Fantazji. Nic z resztą dziwnego, bo opowieść o młodym czarodzieju, który przy pomocy magicznych sztuczek chciał ułatwić sobie życie, ale niestety - zamiast tego jeszcze bardziej pogorszył sprawę, jest najciekawsza, ze wszystkich historii opowiedzianych w Fantazji.


Przejdźmy dalej. Pan dyrygent zapowiedział, że następny film będzie pokazywał, jak powstało życie na ziemi. Super, prawda? No, nie do końca. Przez pół filmu pokazane było, jak przez ziemię przelewały się rzeki lawy, a w niebo strzelały iskry z wulkanów. Tak samo, jak w przypadku  początkowego intro z muzykami - całość oglądało się ciekawie, ale tylko przez chwilę. Potem stało się to nudne.

W końcu jednak morze ognia wystygło i pokazały się pierwsze zwierzątka. W przyśpieszony sposób zaprezentowano, jak bakterie przeistoczyły się w rybki, a rybki w chodzące po stałym lądzie gady. Po tym wszystkim zaprezentowano scenkę rodzajową z życia dinozaurów. Wiedziałam, że w latach czterdziestych prehistoryczne stworki wyobrażano sobie nieco inaczej, niż teraz, dlatego też przymknęłam oko na nieco głupi wygląd dinozaurów. Nie mogłam jednak powstrzymać się ze śmiechu, gdy na scenę wkroczył T-Rex - na tle strzelających piorunów, z czerwonym błyskiem w oku. Prawdziwy potwór, mówię wam! Gdy już tyranozaur odegrał swoją rolę najpotworniejszego ze wszystkich gadów, pokazano, w jaki sposób dinozaury mogły wyginąć. A potem nastąpił koniec filmu.

WTF! - pomyśłałam wtedy. Twórcy filmu przez ponad dziesięć minut katowali mnie nudnym widokiem bulgoczącej lawy, a potem skończyli bajkę na wymarciu dinozaurów?! A gdzie epoka lodowcowa, mamuty, pierwsi ludzie i inne ciekawe rzeczy, które miały miejsce po dinozaurach???

Poczułam się oszukana. Mówię wam!


Nowa bajka przedstawiała słitaśną wizję życia postaci z greckiej mitologii. Moim oczom ukazały się słodziutkie małe jednorożce, pegaziki, satyrzy, centaury i cherubinki. Wszyscy w niemalże każdym kolorze tęczy - od błękitu po różowy.

Spodobał mi się pomysł polegający na tym, że pegazy pływają po wodzie niczym łabędzie. Poza tym szału jednak nie było. W kulminacyjnej scenie filmu pojawił się znudzony Zeus, który z uśmiechem na ustach zaczął ciskać piorunami w bawiące się wyżej wymienione istotki.


Kolejna kreskówka pokazywała słonie, strucie, hipopotamy i inne zwierzaki tańczące balet. Niestety po poprzednich "doznaniach" perspektywa obejrzenia czegoś takiego wydała mi się tak przeraźliwa, że gdy tylko zorientowałam się, co mnie czeka - przewinęłam dalej.


Ostatni film przedstawiał wizję piekielnego tańca. Na początku zapowiadało się ciekawie, ale później okazało się że znów są to straszne nudy.


Szczerze powiedziawszy - odetchnęłam z ulgą, gdy pojawiły się napisy końcowe. Siedemdziesiąt lat temu Fantazja na pewno zachwycała. Ale dziś niestety znudziła mnie straszliwie. Poza tym doszłam do wniosku, że chyba nie chciałabym obejrzeć tego filmu, jako pięcioletnia dziewczynka. Bo widok mordujących się dinozaurów (nie napisałam o tym wcześniej, ale tak - była taka scena), Zeusa, który z uśmiechem na ustach krzywdził innych i końcowa animacja o tańczących kościotrupach mogłyby zniszczyć moją dziecięcą psychikę.


Moja ocena: 2/5
(najniższej oceny nie daję, bo było kilka, nawet niezłych scen)

Fantazja 2000

Minęło 60 lat, technika animacji poszła do przodu. Zmienił się też sposób myślenia. Twórcom Fantazji 2000 chyba także nudziło się podczas oglądania filmu z 1940 roku. Postanowili więc stworzyć coś nowego, bardziej dynamicznego i przez to dużo ciekawszego. Scenariusz to jedno, ale przecież dużą rolę w przypadku jednej i drugiej Fantazji odgrywała także muzyka.

Szczęśliwie w 2000 roku zdecydowano się na użycie utworów dość skocznych, przez co całość dodatkowo stała się bardziej interesująca.


Film zaczyna się od Piątej Symfonii Beethovena, którą ilustrują latające, trójkątne motyle. Prosto i nieco abstrakcyjnie, ale jednocześnie naprawdę ciekawie. Jak widać - intro wcale nie musi być nudne.


Druga bajka stawiała na nieco większy realizm, ale tylko jeżeli chodzi o formę. Co się zaś tyczy treści - film opowiadał o rodzinie wielorybów, która dzięki magicznemu światłu księżyca zaczyna latać. Widok tych morskich kolosów płynących przez przestworza był naprawdę ciekawy.

O co jednak chodziło z tym utknięciem małego wieloryba wewnątrz lodowca? Nie mam pojęcia.

Poza tym trzy latające walenie były ok, ale gdy niebo zaroiło się od całego roju wielorybów, to jak dla mnie wszystko straciło magię.

Ale poza tymi dwoma rzeczami film nawet mi się podobał.


Druga animacja w jazzowych rytmach pokazywała dzień z lat trzydziestych. Animacja ciekawa, ale pod względem treści nie było to jednak nic nadzwyczajnego. Oczywiście można uznać całość za alegorię dzisiejszego życia, mimo to jednak - film specjalnie mną nie poruszył.


Dalej była bajka o ołowianym żołnierzyku. Znów nie będę się na ten temat rozpisywać. Wyglądało to bardzo ładnie, ale poza tym - nic specjalnego. Podobało mi się, że nieco zmieniono zakończenie i zrobiono happy end. Tego mi zawsze w tej historii brakowało!


Na początku następnej animacji pojawiły się tańczące flamingi. Pomyślałam: cholera - znowu filmiki o tańczących zwierzątkach! Bajka jednak bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. I choć owszem - flamingi tańczyły przez cały czas, to nie był to grzeczny, pozbawiony głębszego sensu układ choreograficzny. Cóż jeszcze mogę napisać? Chyba tylko tyle, że jakkolwiek głupio by to nie brzmiało - stałam się wielką fanką flaminga z jojem. O co w tym chodzi - nie będę wam zdradzać. Po prostu obejrzyjcie film i sami zrozumiecie. I być może także pokochacie tego różowego ptaka na zabój.


Następnie była powtórka z rozrywki, czyli znów Uczeń Czarnoksiężkina.


W kolejnej bajce wziął udział inny z najbardziej rozpoznawalnych Disney'owskich bohaterów - Kaczor Donald, który w tym filmie miał za zadanie pomóc Noemu załadować zwierzęta na jego Arkę. Filmik był naprawdę bardzo wesoły i traktował cały biblijny mit z dużym przymrużeniem oka. Podobało mi się, choć nie aż tak bardzo, jak flaming z jojem.


Najlepsze zostawiono jednak na koniec - ostatnia animacja opowiadała o jeleniu, wiośnie, ogniu i zniszczeniu. Bajka była naprawdę ładna zarówno pod względem grafiki, jak i treści. Być może całość była nieco naiwna i cukierkowa, ale w takim dobrym, Disney'owskim stylu. Poza tym historia ta skradła moje serce i po prostu nie jestem w stanie źle o niej napisać.


Całą Fantazję 2000 oceniam bardzo dobrze. Dużo lepiej od wersji z 1940 roku. Ale niestety i tutaj zdarzały się rzeczy nudne.

Moja ocena: 4/5

Podsumowując - ten pojedynek filmowy bezsprzecznie wygrała Fantazja 2000. O zwycięstwie nie zadecydowała jednak ani bardziej zaawansowana animacja, ani mniejsza "cukierkowość", tylko po prostu - lepszy dobór utworów muzycznych oraz ciekawiej przedstawione historie. Dobrze się stało, że to właśnie wersję z 2000 roku obejrzałam jako pierwszą, bo gdybym zaczęła od tej z 1940 roku - zapewne zniechęcona starym filmem nawet nie spojrzałabym na ten nowy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...