oraz inne związane z tym tematem głupoty

poniedziałek, 25 marca 2013

Filmy Przeróżne:
Fight Club (Podziemny Krąg)

Nigdy wcześniej nie widziałam tego filmu. Tak wiem, teraz zapytacie: ojej, jak to możliwe?! Odpowiem na to: nie wiem, po prostu jakoś tak wyszło. Ale skoro w końcu udało mi się zasypać tą kulturalną przepaść dzielącą mnie od reszty cywilizowanego świata, to wypada bym moimi przemyśleniami na temat tego dzieła podzieliła się z wami.


Gdyby w grę wchodziła jakakolwiek inna produkcja, napisałabym w tej chwili: interesujący scenariusz, wspaniałe aktorstwo, doskonała reżyseria, fantastyczna scenografia oraz klimat. Jednak w przypadku Podziemnego Kręgu skupienie się na formie, to za mało. Bo tu główną rolę odgrywa przesłanie, a żeby o nim napisać, będę musiała (na szczęście/niestety - niepotrzebne skreślcie) nieco pofilozofować.


Jak to kiedyś Matiii mądrze napisał* - Fight Club opowiada o materializmie. O tych wszystkich rzeczach, które posiadamy tylko pozornie, bo tak naprawdę to one posiadają nas. To straszne, ale prawdziwe, o czym miałam okazję przekonać się ostatnio, podczas przeprowadzki. Dopiero wtedy odkryłam jak wiele rupieci oraz gratów posiadam. Rzeczy których nie chciałam wyrzucać, bo albo miały dla mnie sentymentalną wartość, albo też wolałam je zachować, w nadziei, że może kiedyś się do czegoś przydadzą.

Przy czym przedmioty to nie wszystko. Główny bohater nałogowo uczęszczał na spotkania różnego rodzaju grup wsparcia, gdzie wysłuchiwał innych ludzi opowiadających o swoich problemach. Brzmi dziwacznie? Czyżby? A o czym opowiada większość serwowanych nam współcześnie seriali? Czy nie o ludziach z problemami właśnie? Bo gdyby powstał serial o szczęśliwych ludziach wiodących bezproblemowe życie, to ktoś chciałby go oglądać? Wątpię.


Ciekawi mnie, jak Fight Club został odebrany w Polsce, w dniu premiery. W 1999 roku sieci fast-foodów oraz hipermarketów dopiero się nad Wisłą zadomawiały, a wyścig szczurów był chyba terminem dość nieznanym. Oczywiście mogę się tutaj mylić, ale wydaje mi się, że obecnie film ten może przemawiać do polskiego widza znacznie lepiej, niż kilkanaście lat temu.

A swoją drogą, czy to z Podziemnego Kręgu wziął się zwrot „pokolenie IKEA”?


W wyniku pewnych zdarzeń nasz główny bohater porzuca swoje dotychczasowe życie i zakłada tytułowy Fight Club. Tu film zaczyna nakłaniać do kolejnych przemyśleń. Co jest człowiekowi tak naprawdę potrzebne do szczęścia? Miejsce do spania, coś do jedzenia, bieżąca woda. Czy produkty z wyższej półki będą w stanie sprostać tym potrzebom lepiej? A może to tylko iluzja, coś co wmawiają nam specjaliści od marketingu?

Być może podświadomie chcemy uciec od tego wszystkiego, ale nie potrafimy. I ta niemoc budzi w nas frustrację. A jak rozładować tą drzemiącą w nas złość? Czy nie byłoby wspaniale udać się w tym celu do takiego Podziemnego Kręgu?


Spotkałam się z wieloma opiniami mówiącymi, że Fight Club opowiada o odzyskaniu wolności. I przez pierwszą połowę filmu całkowicie zgadzałam się z tą opinią. Ale potem rozpoczęła się Operacja Chaos.


Słyszeliście kiedyś Mury Jacka Kaczmarskiego? Hymn Solidarności. Hip-hip, hurra, wyrwij murom zęby krat. Kaczmarski nie lubił tej piosenki, bo wkurzało go to, że została ona tak niewłaściwie zrozumiana. Wszak to nie jest utwór o odzyskiwaniu wolności, tylko wręcz przeciwnie - o jej utracie.

Podobnie sprawa ma się w przypadku Podziemnego Kręgu. Naprawdę bohaterowie tego filmu odzyskali wolność? A może po prostu zamienili szefa, który kazał im wykonywać papierkową robotę, na takiego, który zmuszał (zachęcał?) do okładania się pięściami?

Od chwili, w której do życia zostaje powołana Operacja Chaos, zaczyna się opowieść o tym, jak rodzą się systemy totalitarne. Co staje się celem głównych bohaterów? Wysadźmy wszystko w powietrze i przywróćmy wolność reszcie ludzkości. Jak miło z ich strony. W podobny sposób demokrację do Iraku oraz Afganistanu próbują teraz wprowadzić Amerykanie. I jak wiadomo przynosi to więcej problemów niż korzyści.


Gdy na filmie pojawiły się napisy końcowe, przypomniało mi się, co kiedyś na INIB-ie usłyszałam od jednego profesora. Pan wykładowca stwierdził, że Open Access jest zły. Pytam się go, czemu tak myśli. W końcu wolny dostęp jest bardzo piękną ideą i powinno się ją promować, a nie krytykować. Na to profesor odparł, że i owszem, idea jest wspaniała, ale niewłaściwy jest sposób, w jaki wprowadza się ją w życie, polegający na tym, że autorów publikacji naukowych bardzo często zmusza się, by swoje dzieła udostępnili nieodpłatnie.

I tu jest właśnie pies pogrzebany. Każda idea, nawet ta najwspanialsza, przestaje taka być w chwili, gdy siłą narzucamy ją innym osobom.

Dlatego też powiedzenie, że Fight Club jest filmem o odzyskaniu wolności, nie oddaje w całości jego znaczenia. Bo jest to też - a może nawet przede wszystkim - opowieść o ponownym zniewoleniu się po odzyskaniu tej wolności. Zupełnie, jak w Murach Kaczmarskiego.


Szczerze mówiąc, cieszę się, że zobaczyłam Podziemny Krąg dopiero teraz, gdy już wiodę prawdziwe, nudne życie polegające przede wszystkim na spędzaniu ośmiu godzin dziennie w pracy. Bo jeszcze kilka lat temu, prowadząc beztroski żywot studenta nie pojmowałam wielu spraw, które teraz wydają mi się wręcz oczywiste. Z tego też powodu wcześniej mogłabym odebrać ten film zupełnie inaczej i prawdopodobnie - całkowicie niewłaściwie.

Przy czym nie twierdzę, że moja obecna interpretacja jest jedyną i słuszną. Bo Fight Club, to taki film, który można odczytywać na wiele różnych sposobów. I kto wie, może jeśli za jakiś obejrzę go znowu, to moje odczucia z nim związane będą zupełnie inne?

Jedno wiem natomiast na pewno: naprawdę warto Podziemny Krąg zobaczyć. Przy czym to nie jest film dla głupich ludzi, którzy nie potrafią czytać między wierszami.


Moja ocena: 6/5



źródło obrazka z początku wpisu: 9wow.youngblah.com


*Matiii, nie obraź się, ale muszę to napisać: człowieku przestań zmieniać co chwilę adres URL swojego bloga! Zrobiłeś to już chyba ze dwa razy i takie zachowanie jest bardzo nie fair w stosunku do czytelników oraz osób, które cię linkują.

1 komentarz:

  1. Chyck Palahniuk, wiadomo. Choć przy czwartej książce jego antykonsumpcjonistyczna filozofia robi się do tego stopnia wytarta, że musi ją sam parodiować.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...