Przed napisaniem tego postu zastanowiłam się, na premierę ilu filmów w tym roku naprawdę niecierpliwie czekam. I wyszło mi, że produkcje te mogę policzyć na palcach jednej ręki. Nie wiem, czy to źle, czy też nie. Z resztą - znając życie - w grudniu okaże się, że w 2012 roku najbardziej podobały mi się filmy, których zwiastunów przed premierą w ogóle nie widziałam.
Jednak w obecnej chwili, na pierwszym miejscu mojej listy "O rany, muszę to zobaczyć w kinie!!!" znajdują się Avengersi. Słowo daję - napaliłam się na ten film, jak gimnazjalistka na Justina Biebera. A gdy ostatnio miałam dodatkowo okazję zobaczyć zwiastun na dużym ekranie, w 3D - jeszcze bardziej utwierdziłam się w przekonaniu, iż w tym wypadku będę musiała odbyć obowiązkową pielgrzymkę do kina.
Jedno Avengersom trzeba przyznać - nigdy wcześniej żaden film nie był chyba reklamowany w taki sposób, przez tak długi czas. Akcja promocyjna rozpoczęła się bowiem już kilka lat temu i polegała... na produkcji innych filmów. I tak w 2008 roku do kin trafił Niesamowity Hulk oraz Iron Man, w 2010 Iron Man 2, a w 2011 Thor i Kapitan Ameryka.
Dla osoby niezorientowanej w temacie produkcje te stanowiły odrębne historie i nie miały ze sobą wiele wspólnego. Ale jeśli ktoś wiedział, czego szukać - bez trudu w każdym z filmów odnalazł mniejsze lub większe nawiązania do pozostałych dzieł.
W tym roku nadszedł czas, by połączyć ze sobą wszystkie elementy układanki. The Avengers jest bowiem filmem, w którym do boju staną bohaterowie wszystkich poprzednich produkcji (oraz kilka nowych postaci). I wszystko wskazuje na to, że bitwa, którą przyjdzie im stoczyć będzie naprawdę spektakularna.
Przy czym muszę się przyznać, że ja będę kibicować przede wszystkim Iron Manowi. Bo to jeden z moich ulubionych super bohaterów Marvelowego uniwersum.
Pozostałe wpisy związane z Avengersami:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.