oraz inne związane z tym tematem głupoty

wtorek, 26 czerwca 2012

Prosto z Kina: Merida Waleczna (Brave)

Disney'owi należą się duże brawa za przeprowadzenie naprawdę świetnej kampanii promocyjnej związanej z tym filmem. Wypuszczane co jakiś czas zwiastuny i fragmenty filmu sprawiły, że niemal natychmiast polubiłam zarówno rudowłosą Meridę, jak i resztę jej rodzinki.

Potem jednak Disney popsuł wszystko decydując, by w Europie (ze względu na Igrzyska w Londynie, ech), premiera filmu będzie miała miejsce niemal dwa miesiące później, niż w innych zakątkach świata. To opóźnienie nie ominęło oczywiście Polski.

Postanowiłam więc pokazać Disney'owi środkowy palec i obejrzałam piracką wersję filmu, gdy tylko ta pojawiła się w sieci. Z tego też powodu dzisiejsze wydanie Prosto z Kina jest trochę oszukane, ale kurcze, nie utworzę na blogu osobnej kategorii wpisów, zatytułowanej „prosto z torrenta”.


Wersja filmu CAM-HOPE, oznacza mniej więcej „mam nadzieję, że coś będzie na tym nagraniu widać i słychać”. W przypadku Brave jakość była niestety gorzej, niż kiepska. Na dodatek nagranie pochodziło z filmu wyświetlanego w 3D, więc obraz był rozdwojony. Z tego też powodu pominę milczeniem wrażenia wizualno-akustyczne, jakie mogłyby mi towarzyszyć podczas oglądania przygód Meridy. Wydaje mi się jednak, że gdybym całość obejrzała jak należy, czyli w kinie, to pewnie nie miałabym zastrzeżeń do samej animacji. W końcu pod tym względem dzieła Pixara zawsze prezentują najwyższy możliwy poziom.

Skupmy się więc na fabule, którą jakoś udało mi się wyłuskać z odmętów i szumów kiepskiej, pirackiej wersji filmu.


Co było wiadomo ze zwiastunów? Że główna bohaterka - osoba niezależna, uparta i świetnie strzelająca z łuku - nie będzie miała zamiaru zgodnie z tradycją poślubić chłopaka z innego, szkockiego klanu. Zamiast tego, chcąc zmienić własny los, zwróci się o pomoc do miejscowej wiedźmy. W wyniku tych działań emancypacyjnych, dziewucha ześle na swoją rodzinę jakąś straszliwą klątwę.

Szczegóły fabuły nie były mi znane. Przypuszczałam jednak, że wyjdzie z tego jakaś epicka historia. No bo skoro Merida była niepokorna, strzelała z łuku, jeździła konno i - wedle tytułu - była waleczna, to przecież bajka o jej losach nie mogła opowiadać o niczym innym, prawda?


No dobrze, skoro już wiecie, jakie były moje oczekiwania odnośnie tej animacji, przejdźmy do części spoilerowej, czyli do tego, co tak naprawdę przyniósł nam film. Punktem zwrotnym miała być tajemnicza klątwa. I okazało się, że ta polegała na tym, iż mama Meridy (która przysparzała dziewczynie sporo zmartwień) zamieniła się - uwaga, uwaga - w niedźwiedzia. Tak, zgadza się! Nie w wiewiórkę, pozbawiony życia kamienny posąg lub paprotkę, ale w miśka. Ręce opadły mi, jak to zobaczyłam! Czy twórców filmu naprawdę nie było stać na nic więcej?! Zwłaszcza, że przecież Disney już raz nakręcił podobny film. Nazywał się Mój brat niedźwiedź i opowiadał o Indianinie przemienionym w tegoż zwierzaka.

Zacisnęłam jednak zęby i oglądałam dalej. W końcu Mój brat niedźwiedź nie był złym filmem, liczyłam więc na to, że i z Meridy Walecznej wyjdzie coś dobrego. Że główną bohaterkę czeka jakaś epicka podróż, kilka pojedynków na śmierć i życie oraz parę zaskakujących zwrotów akcji. Ale nic takiego nie nastąpiło.

Zamiast tego Merida na zmianę włóczyła się z mamą-misiem po lesie lub po zamkowych korytarzach, gdzie obydwie próbowały uciec przed ojcem dziewczyny, któremu marzyło się zdobycie nowej skóry z niedźwiedzia. A po całej tej bieganinie nastąpił happy end z prostym morałem mówiącym, że rodziców trzeba kochać i szanować, a dzieciakom - pozwolić na realizację własnych marzeń oraz pragnień.

Naprawdę na tym miało polegać to całe zmienianie własnego losu i przeznaczenia, o którym szumnie głosiły wszystkie trailery i plakaty?!


Byłam przygotowana na to, że w dzisiejszej notce napiszę wam, jak fajnym filmem jest Brave. Że jest to dzieło o nietuzinkowym scenariuszu, pełne magii oraz scen zapierających dech w piersiach. Ale też - co równie ważne - że opowiedziana historia jest mądra i pobudzi do refleksji każdego, bez względu na wiek. Tak, jak to miało miejsce w przypadku Odlotu lub Wall-E'ego. Innymi słowy - że Merida Waleczna jest filmem na który naprawdę warto wybrać się do kina.

Zamiast musiałam wszystkie, przygotowane wcześniej ochy i achy wyrzucić do kosza. Bo choć najnowsza produkcja Disney'a nie jest zła i zapewne ucieszy ośmiolatki na całym świecie, to jednak zupełnie nie spełniła ona moich nadziei i oczekiwań.


Wniosek z tej bajki jest więc prosty i specom od marketingu już od dawna znany. Żeby klient był zadowolony, musi dostać odrobinę więcej, niż oczekiwał. Nigdy mniej. Więc drodzy filmowcy: róbcie zwiastuny odrobinę gorsze, od samych filmów. Nie odwrotnie, bo to tylko odbije się wam czkawką.

I jeszcze pamiętajcie: nic tak nie zachęca do piractwa, jak świadomość, że na kinową premierę będzie trzeba czekać dwa miesiące dłużej, niż reszta świata.


Moja ocena: 2/5

Playlista: Najlepsze (czyli najbardziej wprowadzające w błąd) zwiastuny z kanału PIXARa:

Brak komentarzy:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...